Forum P³ocki Klub Fantastyki Elgalh'ai
Ma³y ruch? Zapraszamy na www.facebook.com/elgalh/
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   U¿ytkownicyU¿ytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj siê, by sprawdziæ wiadomo¶ciZaloguj siê, by sprawdziæ wiadomo¶ci   ZalogujZaloguj 

PDF 6 - konkurs literacki - prace

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum P³ocki Klub Fantastyki Elgalh'ai Strona G³ówna -> Sekcja Twórcza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz nastêpny temat  
Autor Wiadomo¶æ
Dragon_Warrior
God Emperor


Do³±czy³: 25 Lut 2006
Posty: 8790
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 16 razy
Ostrze¿eñ: 0/5

PostWys³any: ¦ro 21:43, 03 Lis 2010    Temat postu: PDF 6 - konkurs literacki - prace

Na pocz±tek praca zwyciêska.

I Miejsce

Anna Ma³ecka

Cytat:

£owcy


Podrywane ciê¿kimi butami li¶cie tañczy³y niespokojnie, mieni±c siê jesiennymi barwami. Wzgórze Tumskie mia³o o tej porze roku szczególnie niezwyk³± atmosferê. Odleg³a o nieca³y kilometr katedra l¶ni³a pomiêdzy nagimi konarami drzew niczym ba¶niowy zamek. Nawet pod¶wietlona, stalowa konstrukcja mostu zdawa³a siê mieæ w sobie co¶ niezwyk³ego gdy patrzy³o siê na ni± z tego miejsca. Jedynie mê¿czy¼ni przemierzaj±cy tego dnia w±skie spacerowe alejki zdawali siê zupe³nie nie pasowaæ do tego miejsca.
Wygl±daj±cy na jakie¶ czterdzie¶ci lat d³ugow³osy mê¿czyzna w ciemnym p³aszczu wskazywa³ drogê. Kilka kroków za nim pod±¿a³ za¶ niewiele od niego m³odszy ¿o³nierz uzbrojony w karabin szturmowy. Zatrzymali siê mniej wiêcej na wysoko¶ci wie¿y ci¶nieñ. Wojskowy wyci±gn±³ z torby noktowizor i zatoczy³ ko³o wokó³ tej czê¶ci parku.
- Czysto. ¯adnych ¶wiadków. Mo¿emy zaczynaæ.
- Daj mi jeszcze chwilê. – Starszy wyci±gn±³ zawieszony na cienkim ³añcuszku medalion. Wype³nione jak±¶ fluorescencyjn± substancj± s³owiañskie runy zal¶ni³y ³api±c chciwie ¶wiat³a latarni. – Musimy potwierdziæ cel i dopasowaæ rytua³.
Czê¶æ znaków zal¶ni³a jeszcze mocniej, za¶ medalion wychyli³ siê nieznacznie. W³a¶ciciel zrobi³ kilka kroków i przyklêkn±³ na jedno kolano. Ko¶cisty palec wyrysowa³ na ¿wirze kilka z³o¿onych symboli. Nie minê³a chwila jak podmuch wiatru rozwia³ wszystkie z wyj±tkiem jednego.
- Nie jest ¶wiadoma naszej obecno¶ci, ale wydaje siê ca³kiem potê¿na. Za³aduj lepiej na ostro, bo jak przej¶cie nie zetnie jej z nóg to mo¿e byæ ciê¿ko. Z drugiej strony jak wszystko siê uda to jeszcze dzi¶ zgarniemy ca³kiem poka¼n± sumê. Tym razem nikt nam nie powie, ¿e ta nadaje siê tylko do burdelu.
D³ugow³osy siêgn±³ do kieszeni p³aszcza i wyci±gn±³ niewielkie pude³ko. W ¶rodku znajdowa³ siê proszek pulsuj±cy barw± zbli¿on± do tej, któr± mieni³ siê jego talizman.
- Niech siê zacznie – Wyrzucony w powietrze py³ zal¶ni³ po czym pop³yn±³ w powietrzu. Najpierw niesiony wiatrem, pó¼niej rozchodz±c siê tak¿e w pozosta³ych kierunkach. Nie minê³a minuta a drobiny proszku po³yskiwa³y ju¿ na wszystkich okolicznych drzewach.
¯o³nierz cofn±³ siê kilka kroków i wzorem towarzysza przyklêkn±³ przyk³adaj±c lew± d³oñ do ziemi. Praw± zacisn±³ za¶ mocniej na wspartym o kolano karabinie. Gdy jego przewodnik rozpocz±³ inkantacjê stara³ siê zachowaæ pe³en spokój lecz liczne nerwowe spojrzenia na boki zdradza³y jego niepewno¶æ. Spod kamizelki taktycznej wysun±³ siê nie¶miertelnik. „m.³. Raf”.
Lekki wstrz±s otrze¼wi³ ich obu. Zielonkawy py³ odpad³ od drzew tworz±c ob³ok magicznej mg³y. Wojskowy poderwa³ siê na nogi opieraj±c karabin o ramiê. Ciemny kszta³t przemkn±³ gdzie¶ pomiêdzy drzewami.
Tropiciel zauwa¿y³ istotê chwilê pó¼niej. Medalion ¶wisn±³ okrêcaj±c siê wokó³ prawej d³oni, lewa odruchowo zas³oni³a oczy. Runy zaiskrzy³y i rozb³ys³y dok³adnie w chwili kiedy pad³y pierwsze strza³y. Czarny jak smo³a kszta³t skoczy³ prosto w jego stronê.

***

- Nir, Nir… ¯yjesz ? – Wojskowy szarpa³ le¿±cego towarzysza za zdrowe ramie. Drugie, podobnie jak po³owa twarzy zalane by³o krwi±. – Podno¶ siê. Wezwa³em ju¿ wsparcie.
- Co to by³o? – S³aby g³os tropiciela b³±ka³ siê pomiêdzy strachem a gniewem. – Wyczu³em to jako pieprzon± driadê.
- Dowiemy siê. Nasi ju¿ to zbadaj±. – Dwumetrowej d³ugo¶ci, czarny kszta³t, le¿a³ nie dalej jak kilka kroków od nich. Krótkie futro pozlepiane by³o teraz zastygaj±c± na nim fioletow± krwi±. – Wstawaj je¶li mo¿esz i zbieramy siê. Nic tu po nas.

***

Dwa lata pó¼niej.

***

M³oda, najwy¿ej dwudziestoletnia, dziewczyna przesuwa³a swoj± zgrabn± d³oñ po przyciskach domofonu. Po¶cierane nazwiska by³y i tak lepsze od samych numerów. Wybrawszy wreszcie w³a¶ciwy, przygryz³a lekko usta i rozpoczê³a nieuniknione.
- Halo. – Zniekszta³cony g³os po drugiej stronie nale¿a³ bez w±tpienia do mê¿czyzny. I to zasadniczo tyle ile da³o siê wywnioskowaæ poprzez szumy i trzaski.
- Anna Malinowska. Ja w sprawie pracy.
- Kobieta? – Zdziwienie w g³osie okaza³o siê silniejsze ni¿ zniekszta³cenia d¼wiêku. No dobrze wejd¼.
Gdy dwa piêtra wy¿ej drzwi otworzy³ jej krótko przystrzy¿ony mê¿czyzna w ¶rednim wieku wyra¼nie nabra³a pewno¶ci siebie. On za¶ wyra¼nie skupi³ siê na jej m³odych i mocno kobiecych atrybutach.
- Dosta³am przydzia³. Mia³am siê zameldowaæ wczoraj wieczorem ale co¶ mi wypad³o. Mam nadziejê, ¿e to nie przekre¶la moich kompetencji?
- Nie. Nie, sk±d. – Mê¿czyzna oderwa³ wreszcie wzrok od jej kompetencji, by resztê zdania dokoñczyæ patrz±c w jej zielone oczy. – Szkolenie i tak mia³o siê odbyæ dzisiaj. W³a¶ciwie to je¶li nie masz innych planów to wejd¼. Norbert bêdzie za jakie¶ pó³ godziny to dowiesz siê co i jak. Aha i wybacz moje wojskowe maniery. Mam na imiê Rafa³. – U¶cisn±³ jej d³oñ z lekk± doz± niepewno¶ci.

Trzy obszczypane szklanki herbaty upchniêto w jedyne na stole miejsce, nie zawalone papierami. Teczki, wizytówki czy mapy pokrywa³y ca³± resztê blatu czekaj±c na go¶cia, który wiesza³ swój znoszony p³aszcz w przedpokoju.
- Raf, wiesz ¿e czujniki ju¿ drugi raz dzisiaj podskoczy³y na potrójn± normê? – Norbert przystan±³ w pó³ kroku widz±c towarzysza siedz±cego obok zgrabnej brunetki. Lewa strona twarzy zdawa³a siê u¶miechaæ. Prawa wykrzywi³a siê tylko nienaturalnie za spraw± poka¼niej blizny. – To j± nam przysy³aj±? Przyznam, ¿e nie bra³em ich na powa¿nie jak przys³ali teczkê kobitki.
- Podobno mam prawdziwy talent. – M³oda wyszczerzy³a siê w nieco dziwnym u¶miechu. – Chcieli, ¿ebym jeszcze dzisiaj ruszy³a z wami na akcjê.
Obaj spojrzeli po sobie zdumieni.
- Tylko, ¿e dzisiaj nigdzie siê nie wybieramy moja droga. – Rafa³ ostentacyjnie zestawi³ swoj± herbatê ze sto³u i postawi³ w jej miejsce butelkê z piwem. – Co najwy¿ej powiemy ci co i jak.
- Dobra ma³a. – Rzuci³ d³ugow³osy siadaj±c i szukaj±c wzrokiem drugiego piwa. – To co w³a¶ciwie wiesz ze szkoleñ.
- Tyle, ¿e pozyskujecie rzadkie okazy z równoleg³ego ¶wiata i sprzedajecie je komu popadnie. – Rafa³ zakrztusi³ siê napojem, za¶ Norbert niemal str±ci³ ze sto³u herbatê.
- Pojeba³o ich w kwaterach do reszty czy jak? – Tym razem obie czê¶ci twarzy zdo³a³y okazaæ zaskoczenie. Jednak dziewczyna nie zamierza³a daæ sobie przerywaæ.
- Metod usuwania ¶wiadków i orientacyjnych cen musia³am siê dowiedzieæ na w³asn± rêkê. Jedyne czego mi brakuje to praktyka i formu³y do operowania talizmanami.
- Gatunki? – Rafa³ pierwszy spróbowa³ zapanowaæ nad sytuacj±.
- Bardzo liczne. Od ma³ych zwierz±t, których nawet nie próbujecie nazywaæ, przez skrzaty do najcenniejszych rusa³ek, nimf czy driad. Kr±¿± plotki nawet o jednoro¿cach, chimerach czy smokach, jednak z tego co wiem wiêksze gatunki wyrywaj± siê obecnej formu³ê przej¶cia tworz±c anomalie, a poza tym boicie siê ich potencjalnej mocy przez wzgl±d na to co potrafi± mniejsze istoty.
- To prawda. Tylko nieliczne humanoidki sprzedajemy jako seks zabawki dla bogatych. Pozosta³e wykazuj± bardzo przydatne zdolno¶ci je¶li tylko odpowiednio siê nimi zaj±æ. – Norbert po¿yczy³ sobie na chwile butelkê poci±gaj±c dwa ³yki z³ocistego trunku. – Jedyny problem to przekonanie ich do wspó³pracy. Wiêkszo¶æ ginie zdecydowanie zbyt szybko, najpewniej na skutek zmian ¶rodowiskowych. Pozosta³e i tak musimy trzymaæ w pe³nej izolacji. Telepatia, nieznane gatunki magii. Wszystko to czyni³oby je niezwykle niebezpiecznymi na wolno¶ci. To czym dysponujemy my, to zaledwie kilka tanich sztuczek w porównaniu do tego co potrafi± po drugiej stronie.
- Wiêc kiedy najbli¿sza akcja? – Dziewczyna popatrzy³a swoimi du¿ymi zielonymi oczami na swoich rozmówców. – Do ³apania najmniejszych gatunków nie trzeba zdaje siê ¿adnych autoryzacji.
- Zapomnij. – Norbert nie móg³ siê zdecydowaæ czy jest zirytowany czy zaskoczony. Za jego czasów do³±czy³ do £owców maj±c w g³owie tylko nic nieznacz±ce ogólniki. Potem za¶ z przera¿eniem i fascynacj± poznawa³ kolejne tajemnice swojego przysz³ego fachu. Teraz przys³ali im ma³olatê, która nie do¶æ, ¿e wiedzia³a kilkunastokrotnie zbyt du¿o to jeszcze od razu rwa³a siê do akcji. – Te gatunki nie s± takie ma³e i nieszkodliwe jak wydaje siê kolekcjonerom p³ac±cym za przebadane i wysterylizowane futrzaki. Czê¶æ z nich

potrafi byæ wiêksza i du¿o bardziej niebezpieczna. – Znacz±ce potarcie siê po policzku by³o zbyteczne. Pochodzenie blizny by³o i tak oczywiste dla ka¿dego, kto zna³ jego fach. – Dodatkowo musisz wiedzieæ, ¿e opanowanie formu³ zajmuje kilka miesiêcy bez wzglêdu na to jak jeste¶ uzdolniona, a zanim damy Ci w rêkê

choæby pistolet, musimy Ciê obaj lepiej poznaæ. Dobre referencje wystarczaj± mo¿e tam, ale nie tutaj…
D¼wiêk telefonu przerwa³ mu wpó³ zdania. Odebra³ i przytakn±³ kilkukrotnie. Twarz nabra³a powagi a g³os zdawa³ siê przez chwile wahaæ. Woln± rêk± pokaza³ pozosta³ym cztery palce. Rafa³ zblad³, daj±c zagubionej Ance wskazówkê odno¶nie interpretacji znaku.
- Czwarty poziom aury. Driada lub jednoro¿ec. Mamy byæ na Podolszycach za 30 minut. – Norbert by³ ju¿ spokojny i równie formalny. – Ile strzela³a¶ ?
- Raz w tygodniu mieli¶my strzelnicê. Zazwyczaj zostawa³am jeszcze dodatkowo je¶li tylko by³a mo¿liwo¶æ.
- Dobra ³ap siê za to co jest w szufladzie. – Rêka wskaza³ jej peerelowsk± szafkê pod telewizorem. – W najni¿szej.
Dziewczyna rozsunê³a j± niepewnie i wyci±gnê³a krótki pistolet. Zwa¿y³a go w d³oni. Stoj±cy za ni± Rafa³ wyci±gn±³ d³oñ i delikatnie zabra³ broñ rekrutce. W wyci±gniêtym szybko magazynku zal¶ni³y naboje.
- Uwa¿aj z tym ma³a. Te maleñstwa szprycuj± takimi ró¿no¶ciami, ¿e cz³owiekowi mo¿e urwaæ rêkê. Je¿eli nie bêdziesz mia³a czystego strza³u, nie próbuj nawet my¶leæ o naci¶niêciu spustu. Tutaj odbezpieczasz, ale to dopiero jak naprawdê bêdziesz ju¿ mia³a strzelaæ.
Anka przytaknê³a tylko i schowa³a broñ do torebki.

***

Zjechali z g³ównej trasy dopiero za drug± galeri±. W trakcie jazdy kobieta mia³a okazje przyjrzeæ siê dok³adniej p³aszczowi tropiciela. To co przechodniom mog³o wydawaæ siê normalnymi ¶ladami u¿ytkowania, przy nieco szerszej perspektywie by³o prawdziw± skarbnic± informacji. Przetarcia, odbarwienia czy wreszcie ¶lady zielonkawego proszku. Ka¿da z tych rzeczy zdradza³a naprawdê wiele.
W±ska uliczka nieopodal stacji benzynowej, potem przejazd po betonowych p³ytach i trawie. By³o jeszcze za wcze¶nie, ¿eby przej¶æ pieszo niezauwa¿enie z ca³ym sprzêtem, wysiedli wiêc przy samym parowie.

Zej¶cie w dó³ by³o prawdziwym g±szczem. Dodatkowa wilgoæ nie czyni³a za¶ ich zadania przyjemniejszym. Obaj mê¿czy¼ni os³oniêci odpowiednio p³aszczem i mundurem rzucali pob³a¿liwe spojrzenia na nieco kusy strój rekrutki, jednak ona jak na z³o¶æ radzi³ sobie z t± podmiejsk± dzicz± najlepiej.
Gdy dotarli do p³yn±cego dnem strumyka Norbert wyci±gn±³ medalion. Kilka kroków dalej przyklêkn±³ i rozejrza³ siê wokó³.
- Dobra. Ustawiæ siê i przygotowaæ, bo mo¿e byæ ciê¿ko. Tylko raz mieli¶my w P³ocku tak± aurê. – Mówi±c to spojrza³ siê znacz±co na przyjaciela. – Uwa¿aj m³oda i wal we wszystko co nie bêdzie pó³nag± babk±. Lepiej, ¿eby¶ odstrzeli³a jakiego¶ psa czy nawet dziecko ni¿ wypu¶ci³a ten obiekt w miasto. – Anna skinê³a g³ow± daj±c znaæ, ¿e rozumie powagê sytuacji. – Powinien pojawiæ siê nie dalej jak dziesiêæ metrów ode mnie. Na pewno nie dalej jak piêtna¶cie.
Poprawi³ na sobie p³aszcz i zwi±za³ mocniej w³osy. Z kieszeni p³aszcza wyci±gn±³ pistolet i po³o¿y³ go w zasiêgu rêki. Nastêpnie wyci±gn±³ ma³e lecz misternie rze¼bione pude³ko wype³nione zielonkawym proszkiem.
- Niech siê zacznie – Wysypany jednym ruchem rêki py³ uniós³ siê w górê i rozp³yn±³ po okolicznych drzewach i krzewach. Lekki poblask by³ widoczny nawet mimo do¶æ wczesnej pory. Drobiny które wpad³y do strumienia jarzy³y siê ja¶niej jednak gas³y ju¿ po chwili, barwi±c wodê lekk± akwamaryn±. Skryty gdzie¶ w ga³êziach ptak ucich³.
Kobieta wzorem ³owców przyklêknê³a przyk³adaj±c d³oñ do ziemi. Zamieni³a siê w s³uch gdy tylko rozpoczê³a siê inkantacja. Gdy rozgl±daj±cy siê w ko³o Rafa³ zobaczy³ j± k±tem oka by³ zaskoczony jej absolutnym spokojem. Wyda³a mu siê teraz du¿o ³adniejsza ni¿ wcze¶niej. Klatka schodowa i ciasne mieszkanie przesi±kniête papierosowym dymem zupe³nie nie pasowa³y do jej urody. Dziewczyna wydawa³a siê idealnie wpasowywaæ w krajobraz. Piêkna i dzika. Jej ciemne w³osy l¶ni³y tu niemal jak spowite porann± ros± li¶cie. Oczy za¶ mimo swej nienaturalnej zieleni pe³ne by³y wewnêtrznego ognia. Z³apa³ siê nawet na tym, ¿e zazdro¶ci jej spokoju. On mia³ ci±gle w pamiêci scenê sprzed dwóch lat. Ona zachowywa³a siê tak jak gdyby zupe³nie nie zdawa³a sobie sprawi z zagro¿enia. Poziom czwarty móg³ tak naprawdê oznaczaæ wszystko. Do pi±tki nie zbli¿a³y siê nawet ca³e oddzia³y a i czwórce ka¿dy rozs±dny dowódca przydzieli³by przynajmniej sze¶ciu. Tyle, ¿e nagrodê ³atwiej dzieli siê na dwa czy trzy, ni¿ na sze¶æ. Ekonomia zawsze zabija BHP.

Wstrz±s by³ silniejszy ni¿ zwykle. Mg³a utworzona przez wzbity w powietrze py³ przeszyta by³a wszechobecn± i niezwykle ch³odn± wilgoci±. Uwagê wojskowego przyci±gn±³ strumyk. Nieruchoma, zastyg³a w lodzie powierzchnia odbija³a skrytego czê¶ciowo we mgle towarzysza. Rekrutka natomiast wci±¿ klêcza³a niewzruszenie. Wci±¿ spokojna i jeszcze piêkniejsza. L¶ni±ce w pyle i mgle w³osy zdawa³y siê siêgaæ samej ziemi, za¶ zieleñ oczu odbarwia³a otaczaj±c± je skórê. Ostatnie przyku³y jego uwagê d³onie. Wcze¶niej wydawa³o mu siê, ¿e s± zwyczajnie ukryte w wysokiej trawie. Teraz…
Spróbowa³ poderwaæ broñ lecz miê¶nie odmówi³y mu pos³uszeñstwa. Kolejna próba poderwania siê na nogi powali³a go na ziemiê a g³owê przeszy³ niezno¶ny ból. Karabin potoczy³ siê w dó³.

***

Dziewczyna wsta³a spokojnie i zrobi³a kilka kroków w kierunku tropiciela. Mg³a opad³a ju¿ ca³kowicie, za¶ cienka warstwa lodu skuwaj±ca strumieñ na powrót topnia³a. Ciemne, prêgowane stworzenie pomrukiwa³o spokojnie wpatruj±c siê w znieruchomia³ego cz³owieka. Jego broñ by³a niemal niewidoczna spod porastaj±cych j± korzeni. Noga i przy³o¿ona do gruntu rêka zosta³y unieruchomione w ten sam sposób.
- Witaj. – Jej g³os by³ teraz du¿o bardziej melodyjny. – Cieszê siê, ¿e Ciê widzê Arien. Zawdziêczam ¿ycie Twojemu bratu i przyprowadzam w darze jego zabójców. – U¶miechaj±c siê szeroko do wci±¿ przytomnego tropiciela wyrwa³a mu z reki Medalion. – Od dzi¶ to my bêdziemy ³owcami. – Oczy rozb³ys³y jej kolejna fal± w¶ciek³ej zieleni. Siêgnê³a pod p³aszcz mê¿czyzny i wyci±gnê³a jego nie¶miertelnik. – Nir – rzuci³a sama do siebie i odwróci³a siê na piêcie. – Arien, jak z nimi skoñczysz to kawa³ek dalej jest jeszcze ich prawdziwa rekrutka. Upewnij siê, ¿e niczego nie powie zanim oboje wrócimy do domu…



Post zosta³ pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dragon_Warrior dnia Nie 21:58, 23 Sty 2011, w ca³o¶ci zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ninaziz
Kathulhu


Do³±czy³: 21 Cze 2007
Posty: 238
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 16 razy
Ostrze¿eñ: 0/5

PostWys³any: Nie 21:52, 23 Sty 2011    Temat postu:

Miejsce II

Kacper Fabirkiewicz

Cytat:

"Miasto na skarpie"

I.

Promienie s³oneczne odbijaj±ce siê od powierzchni wody, o¶lepia³y Benagora. Jego ma³a, drewniana ³ód¼ dop³ynê³a w koñcu do brzegu. Przez ca³y dzieñ przemierza³ Wis³ê po to, by dotrzeæ w koñcu do Miasta na Skarpie, które wed³ug plotek by³o azylem dla takich ludzi jak on. Chcia³ rozpocz±æ nowe ¿ycie z daleka od problemów, które spotka³y go na pó³nocy. Przyp³yn±³ wiêc do P³ocka, gdzie mieszka³ jego wuj Godko.
Gdy wysiad³ z ³ódki, spojrza³ w górê i otworzy³ usta ze zdumienia. Widok P³ocka z tej perspektywy by³ wrêcz bajeczny. Na skarpie poro¶niêtej jasnozielon± traw± znajdowa³y siê kamienne mury miasta, a nad murami widaæ by³o jeszcze dwie strzeliste wie¿e p³ockiej katedry. Na górê prowadzi³y w±skie, kamienne schody. Benagor oniemia³ z zachwytu. Ca³e ¿ycie spêdzi³ w wielkich miastach i o¶rodkach handlowych, gdzie nie by³o miejsca na piêkne widoki.
Popatrzy³ jeszcze chwilê, po czym przywi±za³ ³ódkê do pnia drzewa. Wyci±gn±³ z niej ma³y worek ze swoimi osobistymi rzeczami i upewni³ siê, ¿e ma przy pasie swój magiczny sztylet. Od kiedy umarli jego rodzice, nie rozstawa³ siê z t± broni±.
Mia³ wtedy dziesiêæ lat. Mieszka³ razem z matk± w ma³ym, nadmorskim miasteczku. Jego ojciec wyszed³ z wiêzienia. Odsiedzia³ siedem lat za kradzie¿ bi¿uterii. Wtedy prawo zabrania³o skazanym kontaktowaæ siê ze ¶wiatem zewnêtrznym. Tym wiêksza musia³a byæ rado¶æ ojca, kiedy po tylu latach bieg³ przez miasto i przypomina³ sobie drogê do domu. Tym wiêksze musia³o byæ jego rozczarowanie, kiedy z impetem otworzy³ drzwi i ujrza³ swoj± ¿onê ciê¿arn±. Pad³ na kolana. Wyci±gn±³ ze skrytki w pod³odze srebrny, b³yszcz±cy sztylet. Kobieta zaczê³a krzyczeæ. Próbowa³a uciec, ale ojciec chwyci³ j± i powali³ na pod³ogê. Wbi³ sztylet w jej brzuch. Zamilk³a. Zada³ kolejny cios. Potem kilka nastêpnych w klatkê piersiow±. Przesta³a oddychaæ. Chwilê pó¼niej zda³ sobie sprawê z tego, co zrobi³. Popatrzy³ chwilê na zakrwawione cia³o ¿ony i tym samym sztyletem poder¿n±³ sobie gard³o.
Co robi³ wtedy m³ody Benagor? Siedzia³ w ciemnym k±cie i g³aska³ malutkiego pieska, który spa³ mu na kolanach. Ten sam sztylet, od którego zginê³a jego matka i którym zabi³ siê jego ojciec, towarzyszy³ mu przez ca³± resztê ¿ycia. Niewiele czasu potrzebowa³, ¿eby odkryæ jego magiczne w³a¶ciwo¶ci. Kiedy trzyma³ go w d³oni, czu³ nies³ychan± lekko¶æ. Móg³ szybciej biegaæ, wy¿ej skakaæ, wyostrzy³y siê jego zmys³y. Domy¶li³ siê, ¿e ojciec wykorzystywa³ moc sztyletu do kradzie¿y i napadów. Sam zreszt± u¿ywa³ jej do tych samych celów.
Benagor wszed³ po schodach i przeszed³ przez bramê. Nie zastanawiaj±c siê d³ugo, wyci±gn±³ ze swojego woreczka kawa³ek pergaminu, który s³u¿y³ mu jako mapa do domu wuja. Znalezienie celu nie stanowi³o dla niego wiêkszego problemu, poniewa¿ P³ock wcale nie by³ du¿ym miastem, a chata Godka znajdowa³a siê tu¿ przy g³ównej ulicy. By³a drewniana i nie wyró¿nia³a siê niczym szczególnym.
Przybysz zapuka³ do drzwi, na których wyryty by³ znak krzy¿a. Nikt mu nie odpowiedzia³, wiêc zapuka³ po raz kolejny. Po nastêpnej próbie postanowi³ wej¶æ do domu nieproszony. Uchyli³ lekko drzwi i zajrza³ do ¶rodka. W g³ównej izbie by³o pusto, chocia¿ niepokoj±ce odg³osy dochodzi³y z innego pokoju. Co¶ jakby nieustanne trzeszczenie. Benagor zaniepokoi³ siê i siêgn±³ po swój sztylet. Przeszed³ parê metrów, uwa¿aj±c, ¿eby nie ha³asowaæ. Ju¿ tylko krok dzieli³ go od tajemniczego pokoju. Planowa³ szybko otworzyæ drzwi, jeszcze szybciej zorientowaæ siê co siê dzieje i podj±æ jakie¶ dzia³ania. Nie by³ pewien jakie. Chwyci³ za klamkê i energicznie popchn±³ drzwi. Zobaczy³ swojego t³ustego wuja, który oddawa³ siê mi³osnym uniesieniom z jak±¶ dziewczyn±. Godko na widok siostrzeñca podskoczy³ i spad³ z ³ó¿ka. Benagor nie wiedzia³ jak siê zachowaæ, wiêc nadal sta³ w drzwiach. Gospodarz szybko wci±gn±³ spodnie i podszed³ do go¶cia, aby go przywitaæ.
- Benagorze jak dobrze ciê widzieæ! Kopê lat, ma³y! Przytul starego wujaszka! – powita³ go nie kryj±c rado¶ci.
- Obejmê ciê jak siê umyjesz i ubierzesz. Nie chcia³em przeszkadzaæ – odpowiedzia³ zmieszany Benagor.
- Ale¿ nie przeszkadzasz, ta pani w³a¶nie wychodzi – powiedzia³ i gestem wyprosi³ dziewczynê, która te¿ w miêdzyczasie zd±¿y³a siê ubraæ. – Daj mi minutkê, ubiorê siê i pójdziemy siê przej¶æ. Poka¿ê ci wszystkie skarby P³ocka. Prêdko, zanim siê ¶ciemni. Po zmroku to ju¿ nie bêdzie to samo miasto.

II.

- Pójdziemy na rynek, poka¿ê ci mój warsztat. Po drodze zobaczysz nasz± olbrzymi± katedrê. A zreszt± i tak widaæ j± z ka¿dego miejsca w miasteczku! Potem pójdziemy do karczmy trochê siê pobawiæ i wrócimy do domu przed zachodem s³oñca – poinformowa³ siostrzeñca Godko.
- Dlaczego mamy czas tylko do zachodu? – zaciekawi³ siê Benagor.
- Lepiej nie pytaj. Po prostu tak jest i ju¿! Ruszajmy w drogê!
Pocz±tkowo przeszli przez g³ówn± ulicê prowadz±c± na rynek. Po drodze ¶miali siê i ¿artowali. Benagor mia³ wra¿enie, ¿e zacznie teraz zupe³nie nowe ¿ycie, inne od tego, które wiód³ do tej pory. Na Pó³nocy by³o ponuro, ciemno, brudno. Niedaleko jego rodzinnego domu znajdowa³o siê morze. To by³a jedyna piêkna rzecz, któr± wspomina³ z tamtych czasów. P³ock by³ zupe³nie inny. Drzewa mia³y tu li¶cie! By³y zielone! Ulice by³y czyste, nie le¿a³y na nich martwe cia³a! Wygl±da³o to niemal jak raj dla cz³owieka, który od dziecka wychowywa³ siê na Pó³nocy.
Nie minê³o wiele czasu, kiedy doszli do rynku. Ogromny, zadbany, pe³en czystych i u¶miechniêtych ludzi plac wzbudzi³ podziw w Benagorze. Na wprost niego znajdowa³a siê jaka¶ ¶wi±tynia, a za nim drewniany ratusz. Dooko³a rozk³adali siê kupcy z przeró¿nymi artyku³ami, a wzd³u¿ pó³nocnej czê¶ci rynku ci±gnê³y siê warsztaty rzemie¶lnicze. Jeden z nich nale¿a³ do Godka.
- Siostrzeñcze, stoisz teraz przed moim najdro¿szym, najwspanialszym, jedynym prawdziwym skarbem! – powiedzia³ wuj. – Ta oto ku¼nia, której twój skromny wuj jest w³a¶cicielem, da³a mi tyle pieniêdzy, ile tylko mo¿e posiadaæ mê¿czyzna o mojej pozycji! To ona uczyni³a mnie bogatym i szczê¶liwym! – Po tych s³owach Godko symbolicznie uk³oni³ siê przed swoim warsztatem.
Po krótkiej wizycie w warsztacie, Benagor i jego wuj poszli do karczmy. Karczma by³a niew±tpliwie kolejnym miejscem, które Godko darzy³ kultem. Benagor te¿ by³ ni± zachwycony. W swoim dawnym ¿yciu by³ w karczmie mo¿e ze dwa razy. Nie spêdza³ wiele czasu z lud¼mi. Musia³ byæ samotnikiem, kim¶ nieznanym, kogo minie siê na ulicy, nie zwracaj±c uwagi. By³ z³odziejem doskona³ym. Niestety fach ten charakteryzuje siê tym, ¿e jedna wpadka oznacza koniec kariery. Taki los spotka³ Benagora.
Teraz jego ¿ycie mia³o siê zmieniæ. Mia³ zostaæ zwyk³ym, spokojnym mieszkañcem malowniczego miasta, rozkoszuj±cym siê jego piêknem, spêdzaj±cym czas z lud¼mi, nie ³ami±cym prawa.
Bard ¶piewa³ pie¶ni na prowizorycznej scenie. Przy jednym ze sto³ów dwaj mê¿czy¼ni upijali siê do nieprzytomno¶ci. Przy innym jaki¶ brodacz ob³apia³ prostytutkê. Rado¶æ, beztroska, spro¶ne kawa³y, ci±g³y ¶miech oraz zabawa sprawi³y, ¿e pijani Benagor i Godko spêdzili w karczmie za du¿o czasu. Zupe³nie zapomnieli, ¿e musz± wróciæ do domu przed zachodem s³oñca.




III.

S³oñce zachodzi³o ju¿ za horyzont. W karczmie zostali tylko Benagor i Godko. Barman kilka razy próbowa³ nak³oniæ ich do wyj¶cia. Zwa¿ywszy na fakt, ¿e obaj mieli problemy z chodzeniem, wyrzuci³ ich za drzwi i zamkn±³ karczmê na cztery spusty.
Pijani mê¿czy¼ni le¿eli przez d³u¿szy czas na ziemi. W koñcu Benagorowi uda³o siê wstaæ i postawiæ wuja na nogi. Obejmuj±c siê, uwa¿aj±c na ka¿dy krok, ruszyli powoli do domu. Dooko³a by³o ciemno i cicho. Tylko dwoje pijanych typów wydawa³o z siebie dziwne d¼wiêki, czasem uk³adaj±ce siê w jak±¶ melodiê.
Nagle wiatr zawia³ mocniej. Godko wyra¼nie siê zestresowa³ i stan±³ w miejscu. Obaj jakby wytrze¼wieli w u³amku sekundy.
- Co siê sta³o wuju? – zapyta³ siostrzeniec.
- Znalaz³ nas... Mieli¶my wróciæ do domu przed zachodem! – wydusi³ z siebie wuj.
- To ty zaprowadzi³e¶ nas do tej karczmy.
- Cicho! Teraz masz siê nie odzywaæ.
- Wyja¶nisz mi co siê tu dzieje?
Godko nie zd±¿y³ odpowiedzieæ Benagorowi, bo nagle przed nimi pojawi³a siê ciemna chmura dymu, z której wyszed³ powoli blady mê¿czyzna ubrany w ciemny strój i pelerynê. Jego czerwone oczy sprawia³y, ¿e bali siê go wszyscy, oprócz m³odzieñca z Pó³nocy. Benagor widzia³ w swoim ¿yciu jeszcze straszniejsze stwory, wiêc osobnik nie zrobi³ na nim du¿ego wra¿enia. Pos³usznie sta³ w miejscu i czeka³ na rozwój wydarzeñ. Zjawa odezwa³a siê przera¿aj±cym niskim g³osem:
- Wreszcie siê spotykamy, stary przyjacielu…
- Inferni... yyy... co s³ychaæ? – zapyta³ ze sztucznym u¶miechem Godko.
- Ile my siê nie widzieli¶my? Chyba z pó³ roku... Masz to, o co ciê prosi³em?
- No… jeszcze nie... Ale bêdê mia³!
Inferni w¶ciek³ siê. Krzykn±³ g³o¶no, a z jego ust wydoby³ siê promieñ ¶wiat³a skierowany ku niebu. Benagor wyci±gn±³ sztylet, a stwór wpatrzy³ siê w niego swoimi ¶wiec±cymi oczami, uspokoi³ siê i zwróci³ siê do grubego znajomego:
- Godko, kto to jest?
- To... No to jest... Z³odziej! Zawodowiec. ¦ci±gn±³em go z pó³nocy, ¿eby wykona³ dla mnie to zadanie.
- No proszê. By³em przekonany, ¿e przez pó³ roku unika³e¶ wychodzenia z tej twojej podgni³ej chaty, ¿eby mnie nie spotkaæ. – Nagle Inferni podniós³ g³os - Naprawdê masz mnie za g³upca? Masz mi to dostarczyæ jutro, bo je¶li nie, to nie bêdziesz wychodzi³ z domu ani w nocy, ani w dzieñ. Za dwadzie¶cia cztery godziny, dok³adnie o tej samej porze, spotkamy siê przed twoj± chatk±. Naprawdê, dobrze ci radzê, ¿eby¶ siê zjawi³ i to mia³.
- Dobrze, zrobiê to – zgodzi³ siê za³amany Godko.
Benagor mia³ wra¿enie, ¿e jego wuj zaraz posika siê w portki ze strachu. Nie zrozumia³ nic z tej rozmowy. Inferni cofn±³ siê o dwa kroki i zwyczajnie znikn±³. Dwóch, ju¿ trze¼wych, mê¿czyzn ruszy³o do domu.

- Teraz mi wszystko wyt³umaczysz! – naskoczy³ na Godka siostrzeniec, kiedy tylko przekroczyli próg domu.
- To d³uga historia. P³ock rzeczywi¶cie jest piêknym miastem, ale tylko za dnia. W nocy ze swoich podziemnych krypt wy³a¿± wampiry. Te potworne stworzenia s± nieprzewidywalne. Kiedy¶ ¿ywi³y siê krwi± naszych mieszkañców, wiêc próbowano je wypêdziæ. Rozpêta³a siê krwawa wojna. W koñcu burmistrz zawar³ umowê z wampirami. Pozwoli³ im zostaæ w mie¶cie, bezkarnie poruszaæ siê po zmroku i polowaæ na dzikie zwierzêta, pod warunkiem, ¿e nie bêd± atakowaæ ludzi. Teoretycznie nasta³ pokój, ale czêsto zdarza siê, ¿e jaki¶ wyj±tkowo g³odny wampir nie mo¿e oprzeæ siê pokusie i zabija jakiego¶ cz³owieka. Dlatego p³occzanie boj± siê wychodziæ w nocy poza dom. Wampiry nie mog± przekroczyæ progu czyjego¶ mieszkania, je¶li na drzwiach znajduje siê wyryty znak krzy¿a.
- Chcesz powiedzieæ, ¿e ten stwór by³ wampirem? – zapyta³ z niedowierzaniem Benagor.
- Inferni by³ kiedy¶ cz³owiekiem i moim przyjacielem. Wybrali¶my siê kiedy¶ wieczorem do karczmy. Przegra³em z nim spor± sumkê w karty. Postanowili¶my, ¿e przegrany bêdzie winien jedn± przys³ugê zwyciêzcy. Wracali¶my po zmroku i przyczepi³ siê do nas jeden wampir. Ugryz³ Inferniego i zacz±³ wysysaæ jego krew. Na to ja wyrwa³em deskê z czyjego¶ p³otu i z ca³ej si³y paln±³em wampira w ³eb. Bestia uciek³a, ale zostawi³a kie³ wbity w szyjê Inferniego. Cz³owiek zacz±³ przemieniaæ siê w wampira. Spotka³em go nastêpnego wieczora. Poprosi³ mnie o obiecan± przys³ugê. Powiedzia³ mi, ¿e w podziemiach katedry znajduje siê kamieñ, który pozwala wampirowi zamieniæ siê z powrotem w cz³owieka. Chcia³, ¿ebym zdoby³ ten kamieñ. Powiedzia³em, ¿e to zrobiê i przez kolejne pó³ roku nie wychodzi³em z domu po zmroku. A¿ do teraz.
- Nie wygl±da³ zbyt przyja¼nie, kiedy go spotkali¶my – zauwa¿y³ Benagor.
- Przemiana w wampira nie tylko zmieni³a jego wygl±d, ale te¿ rozwinê³a jego najgorsze cechy charakteru. Sta³ siê pod³y, m¶ciwy, a przyja¼ñ ju¿ nic dla niego nie znaczy. Muszê to zrobiæ dla w³asnego bezpieczeñstwa.
- Powiedzia³e¶ mu, ¿e ¶ci±gn±³e¶ mnie tu, abym zdoby³ ten kamieñ.
- Siostrzeñcze, wiem, ¿e przyby³e¶ tu, ¿eby zacz±æ nowe ¿ycie. Ale... móg³by¶ to dla mnie zrobiæ? Ostatni raz. To bêdzie prosta robota, a ty jeste¶ najlepszym z³odziejem w kraju.
Benagor nie wiedzia³ co zrobiæ. Nie chcia³ zawie¶æ wuja, któremu tyle zawdziêcza³, ale Godko prosi³ go o to, od czego ucieka³.
- Zrobiê to – postanowi³ m³odzieniec.


IV.

Nastêpnego wieczora, kiedy zasz³o s³oñce, Benagor przyst±pi³ do dzia³ania. Mia³ trzy godziny na wykonanie zadania. Musia³ dostaæ siê do katedry niepostrze¿enie. Godko przekonywa³ go, ¿e w nocy nie spotka ¿adnego stra¿nika. W³adze wychodzi³y z za³o¿enia, ¿e nikt nie odwa¿y siê dzia³aæ na niekorzy¶æ najwspanialszego budynku w P³ocku. Benagor w pe³ni dostrzeg³ piêkno strzelistej katedry, kiedy zobaczy³ j± z bliska. By³a ogromna. Z³odziej nie zna³ siê na sztuce, ale budynek zrobi³ na nim ogromne wra¿enie. Dooko³a nie by³o widaæ nikogo.
Benagor chwyci³ swój sztylet i poczu³ przyp³yw energii. Podskoczy³ w górê i chwyci³ siê krótkiego parapetu. Zajrza³ przez okno, ale nie zobaczy³ tam nic. Zawia³ ch³odny wiatr. Podci±gn±³ siê i z³apa³ siê kolejnego fragmentu deski, umieszczonego tu¿ pod oknem. Chwilê pó¼niej trzyma³ siê ju¿ rozety. By³ coraz wy¿ej. W koñcu dosta³ siê na dach nawy g³ównej. Chwilê odpocz±³ i wspinaj±c siê po triforiach, dosta³ siê na jedn± z wie¿. Przez niewielki otwór na samym szczycie, wskoczy³ do ¶rodka.
Wnêtrze katedry by³o jeszcze piêkniejsze, ni¿ jej zewnêtrzny wygl±d. By³a trójnawowa i dosyæ bogato zdobiona. Benagor znalaz³ siê w nawie g³ównej. Szybko dostrzeg³ schody prowadz±ce w dó³ do podziemi.
Gdy zszed³ po schodach, zauwa¿y³, ¿e nikt nie zadba³ o wystrój tej czê¶ci katedry, która nie by³o przeznaczona na widok publiczny. Ponadto dostrzeg³ blask pochodni. Godko siê myli³. Kamieñ by³ strze¿ony. Benagor ucieszy³ siê z tego powodu. Stwierdzi³, ¿e nie bêdzie musia³ przeszukiwaæ ka¿dej komnaty, bo stra¿nik zaprowadzi go do tego kawa³ka g³azu.
Intruz zakrad³ siê za plecy stra¿nika i przy³o¿y³ swój wspania³y sztylet do jego gard³a.
- Zaprowad¼ mnie teraz do kamienia przemiany – powiedzia³ Benagor gro¼nym tonem.
Stra¿nik wyrzuci³ pochodniê, uniós³ rêce do góry i nic nie mówi±c, ruszy³ przed siebie. Niestety ani on, ani z³odziej nie zauwa¿yli, ¿e p³on±ca pochodnia poturla³a siê w stronê magazynu wype³nionego zbo¿em.
Okaza³o siê, ¿e poszukiwana komnata znajduje siê tu¿ przy g³ównym korytarzu. Nadzorca otworzy³ drzwi jednym z wielu kluczy, które mia³ przy sobie.
- Dziêkujê – powiedzia³ Benagor i poder¿n±³ mu gard³o.
Stra¿nik pad³ na ziemiê. Jego zabójca wszed³ do komnaty, w której znajdowa³a siê tylko drewniana skrzynia. Otworzy³ j± i wyj±³ z niej fioletowy, b³yszcz±cy kamieñ wielko¶ci piê¶ci. To musi byæ to, pomy¶la³ i schowa³ zdobycz do sakiewki.
Wychodz±c z pomieszczenia, Benagor poczu³ dziwny zapach i zauwa¿y³ kolejne, tym razem wiêksze ¼ród³o ¶wiat³a. Podszed³ bli¿ej i zobaczy³ p³on±cy stos. Nagle ziemia zadr¿a³a i rozleg³ siê olbrzymi ha³as. Katedra zawala³a siê.
Benagor wbieg³ po schodach do nawy g³ównej, która te¿ p³onê³a. Us³ysza³ dono¶ne g³osy zza wrót katedry. Stra¿ przyby³a, ¿eby go pojmaæ.
Uciekinier znalaz³ schody prowadz±ce na wie¿ê. Wbieg³ po nich. Zeskoczy³ na dach i spojrza³ w dó³. Pod drzwiami katedry zobaczy³ dziesi±tki uzbrojonych stra¿ników. Zakl±³ pod nosem, co sprawi³o, ¿e zosta³ zauwa¿ony.
- Tam jest! – krzykn±³ jeden z ³uczników, wskazuj±c na z³odzieja palcem.
Benagor unikn±³ gradu strza³ skierowanego w jego stronê. Rozpêdzi³ siê i przeskoczy³ na dach s±siedniego budynku. Stra¿nicy biegli za nim. Co jaki¶ czas, wypuszczali w jego stronê kilka strza³.
W koñcu uda³o mu siê trochê oddaliæ od pogoni. Dotar³ na dach domu Godka, gdzie mia³ spotkaæ siê z Infernim.
- Inferni! Mam twój kamieñ!
Przed Benagorem pojawi³a siê ciemna chmura, z której wyszed³ wampir. Ch³opak wyci±gn±³ z sakwy kawa³ek g³azu.
- Uda³o ci siê, z³odzieju!
- Nie do koñca – odpowiedzia³ Benagor i wskaza³ palcem na p³on±ce dwie wie¿e katedry.
Inferni wybuchn±³ ¶miechem.
- Wspania³y widok! Jak to siê sta³o, ¿e uciek³e¶ stra¿om?
- Nie uciek³em. Goni± mnie ca³y czas. Muszê wynosiæ siê z miasta. Oto twój kamieñ – wrêczy³ zdobycz wampirowi. – Kiedy staniesz siê cz³owiekiem, zaopiekuj siê moim wujem. I po¿egnaj go ode mnie. Powiedz, ¿e uda³em siê na po³udnie.
- Tak zrobiê. Jestem ci ogromnie wdziêczny, z³odzieju.
- Nie jestem z³odziejem.
- Jeste¶ – Inferni znów siê za¶mia³. – Kto raz okre¶li³ siê mianem z³odzieja, to zostanie nim na zawsze.
Benagor us³ysza³ krzyki stra¿ników.
- Nadchodz±. Znikaj st±d czym prêdzej – wyszepta³ Benagor do wampira i dalej skacz±c po dachach, uda³ siê w kierunku Wis³y.
Brama do miasta by³a strze¿ona przez dwóch stra¿ników, wiêc Benagor przeszed³ przez mury gór±. Zbieg³ po schodach, nie ogl±daj±c siê za siebie. Szybko znalaz³ ³ód¼ przywi±zan± do drzewa, doby³ wios³a i odbi³ od brzegu. Niektórzy ¿o³nierze próbowali p³yn±æ za nim wp³aw.
Nie uda³o mu siê zmieniæ swojego ¿ycia. Po¶wiêci³ te ostatnie chwile swojego krótkiego pobytu w tym mie¶cie na podziwianie widoku P³ocka. Spojrza³ w górê i otworzy³ usta ze zdumienia. Widok P³ocka z tej perspektywy by³ bajeczny. Na skarpie znajdowa³y siê kamienne mury miasta, a nad nimi widaæ by³o jeszcze dwie p³on±ce wie¿e p³ockiej katedry, które chwilê pó¼niej runê³y.


EPILOG

Promienie s³oneczne odbijaj±ce siê od powierzchni wody, o¶lepia³y Benagora. Jego ma³a, drewniana ³ód¼ dop³ynê³a w koñcu do brzegu. Przez ca³y dzieñ przemierza³ Wis³ê po to, by dotrzeæ w koñcu do Stolicy Kultury, która wed³ug plotek by³a azylem dla takich ludzi jak on. Chcia³ rozpocz±æ nowe ¿ycie z daleka od problemów, które spotka³y go na pó³nocy. Przyp³yn±³ wiêc do Warszawy.


KONIEC


Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ninaziz
Kathulhu


Do³±czy³: 21 Cze 2007
Posty: 238
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 16 razy
Ostrze¿eñ: 0/5

PostWys³any: Nie 21:55, 23 Sty 2011    Temat postu:

Miejsce III

Agnieszka Studziñska

Cytat:

"Anio³y"


Deszcz. Woda z ka³u¿y rozpryskiwa³a siê na boki przy ka¿dym kroku przechodniów. Wszêdzie pe³no by³o parasolek o przeró¿nych kolorach i wzorach. Samochody sta³y w korkach, jak zwykle po po³udniu, gdy wszyscy koñcz± pracê lub zajêcia w szkole i wracaj± do domu. Warkotowi silników towarzyszy³o dudnienie kropel deszczu uderzaj±cych o szyby i maski samochodowe. Od czasu do czasu kto¶ zatr±bi³. Typowo jesienny dzieñ.
Iga wraca³a w³a¶nie do domu z plecakiem na plecach. D³ugie blond w³osy wystawa³y spod czerwonego kaptura, a ich koñcówki zmok³y. Jej bia³e buty poszarza³y od b³ota, po którym zmuszona by³a st±paæ ca³± drogê do domu. Jak zwykle nie przewidzia³a, ¿e bêdzie jej potrzebna parasolka. Stara³a siê wiêc jak najszybciej dotrzeæ do domu.
Zatrzyma³a siê przy przej¶ciu dla pieszych, czekaj±c na zielone ¶wiat³o, a wraz z ni± dwie modnie ubrane kobiety, które g³o¶no rozmawia³y. Po drugiej stronie ulicy sta³ starszy mê¿czyzna w kapeluszu z br±zow± aktówk± w rêku i nastolatek w czarnej bluzie. Jak zauwa¿y³a, nie tylko ona nie wziê³a dzi¶ ze sob± parasola.
¦wiat³o zmieni³o siê do¶æ szybko i Iga, przytrzymuj±c kaptur bli¿ej twarzy, postawi³a krok na przej¶ciu dla pieszych i przy¶pieszy³a. Sz³a tak szybko, ¿e prawie wpad³a na ch³opaka, który sta³ wcze¶niej po drugiej stronie. Odwróci³a siê, ¿eby przeprosiæ, ale ten tylko siê u¶miechn±³ i poszed³ dalej.
Zesz³a na chodnik i zwiêkszy³a tempo.
Po chwili znalaz³a siê przed budynkiem mieszkalnym przy ulicy Sienkiewicza. Jednak zanim wesz³a do domu westchnê³a g³êboko.
- Ju¿ jeste¶? - us³ysza³a Iga, gdy ju¿ by³a w mieszkaniu.
- Tak, mamo – odpowiedzia³a, zdejmuj±c plecak.
G³os dochodzi³ z kuchni. Mama gotowa³a w³a¶nie obiad. Pewnie sama dopiero co zd±¿y³a wróciæ z pracy.
Iga wesz³a do kuchni i usiad³a przy stole, opieraj±c siê na ³okciach. Zapach bia³ego barszczu sprawi³, ¿e zrobi³a siê jeszcze bardziej g³odna, ni¿ by³a do tej pory.
- Zmok³a¶ - stwierdzi³a mama, odwracaj±c na chwilê uwagê od kuchenki elektrycznej, od której nie odstêpowa³a od momentu, kiedy kupi³a j± dwa tygodnie temu w bardzo korzystnej ofercie.
Iga u¶wiadomi³a sobie, ¿e ca³y czas siedzi w mokrej bluzie. Zdjê³a j± i podnios³a siê. Zniknê³a za drzwiami, aby po chwili wróciæ w bia³ej bluzce z d³ugimi rêkawami i w³osami spiêtymi wysoko.
- Pomóc ci w czym¶? - zapyta³a.
Kobieta zaprzeczy³a skiniêciem g³owy i u¶miechnê³a siê do córki.
Mia³a du¿e zielone oczy przepe³nione trosk±. Zmarszczki na jej twarzy i szaro¶æ, która wdar³a siê miêdzy kasztanowe kosmyki ¶wiadczy³y o tym, jak wiele ciê¿kich chwil musia³a do¶wiadczyæ. U¶miecha³a siê czêsto, choæ w jej ¿yciu nie by³o zbyt wielu powodów do tego.
- Nie wiesz, gdzie jest tata? - spyta³a Iga z góry domy¶laj±c siê, ¿e odpowied¼ bêdzie przecz±ca.
Matka spu¶ci³a wzrok z Igi i zaczê³a pl±taæ palce.
- Nie wiem - odpar³a beznamiêtnie - Nie ma go ju¿ ponad dobê.
Iga posmutnia³a. Nienawidzi³a swojego ojca. Czêsto nie by³o go w domu, a noce spêdza³ pod sklepem. Gdy wraca³, siedzia³ przed telewizorem albo spa³. Nie by³ alkoholikiem. Tak przynajmniej sobie wmawia³a. By³ po prostu cz³owiekiem, który nie radzi sobie w ¿yciu.
Co prawda, kosztem innych - pomy¶la³a patrz±c na matkê.
Ojciec nie mia³ pracy ju¿ kilka lat. Matka musia³a wiêc radziæ sobie sama i utrzymywaæ trzyosobow± rodzinê, pracuj±c jako ekspedientka w sklepie spo¿ywczym. Wystarcza³o to na ich potrzeby pod warunkiem, ¿e ojciec nie zabiera³ i nie traci³ pieniêdzy na piwo.
Przez chwilê Iga i jej mama sta³y na przeciwko siebie w ciszy.
- Maciek dzwoni³ - przerwa³a milczenie mama.
Iga wygl±da³a na zaskoczon±.
- A czego on jeszcze ode mnie chce? - zdziwi³a siê.
- Nie mam pojêcia, ale prosi³, ¿eby¶ oddzwoni³a do niego.
Niestety, stan konta w komórce Igi jak zwykle nie pozwala³ na jakiekolwiek d³u¿sze po³±czenie, wiêc chyba wreszcie odwa¿y siê, ¿eby porozmawiaæ z Maækiem o pewnych sprawach w cztery oczy.
Porzuci³a my¶li o ojcu i postanowi³a wyj¶æ z domu nie jedz±c obiadu.

***

Iga nawet nie zda³a sobie sprawy jak szybko znalaz³a siê pod czteropiêtrowym blokiem Maæka przy ulicy Kolegialnej. Wbieg³a na piêtro, przeskakuj±c co dwa schodki i trzy razy g³o¶no zapuka³a do drzwi. Czeka³a chwilê, zanim kto¶ jej otworzy. Ze ¶rodka dobieg³ j± d¼wiêk przesuwanego krzes³a i nagle w drzwiach pojawi³a siê postaæ b³êkitnookiego blondyna w niebieskiej bluzie z kapturem.
- Cze¶æ kochanie - przywita³ j± m³ody ch³opak, u¶miechaj±c siê szeroko.
- Przestañ - zez³o¶ci³a siê - Po co do mnie dzwoni³e¶?
Maciek przekrzywi³ g³owê na bok i popatrzy³ gdzie¶ w sufit.
- Dawno siê nie odzywa³a¶.
- Bo ju¿ nie chcê mieæ z Tob± nic wspólnego! - wykrzyknê³a tak g³o¶no, ¿e echo odbi³o jej s³owa kilkakrotnie od ¶cian klatki schodowej, przez co Iga zmiesza³a siê trochê.
- Mo¿e wejdziesz? - zaproponowa³ Maciek, otwieraj±c szerzej drzwi.
Dziewczyna zawaha³a siê przez chwilê, ale je¿eli ju¿ mia³a z nim rozmawiaæ, to nie w drzwiach.
Niepewnie wesz³a do mieszkania, w którym jak zwykle by³o szaro od dymu papierosów. Iga nie znosi³a tego zapachu, lub raczej smrodu, ale teraz nie to siê liczy³o. Musia³a wyja¶niæ kilka spraw z Maækiem.
- Dlaczego nie dajesz mi spokoju? - spyta³a, gdy usiad³a w du¿ym skórzanym fotelu naprzeciwko telewizora.
Ch³opak nic nie odpowiedzia³. Znów pokiwa³ g³ow±, unikaj±c jej wzroku.
- Wiem, ¿e wiele siê wydarzy³o i ¿e pope³ni³em trochê b³êdów, ale czy to znaczy, ¿e nie powinni¶my byæ razem?
- Wyja¶nijmy sobie pewn± rzecz - spojrza³a na niego, opieraj±c rêce na kolanach - Nie jeste¶my ju¿ razem, bo nie potrafiê byæ z kim¶, kto wci±¿ pije alkohol, pali papierosy i - najprawdopodobniej - bierze narkotyki. W dodatku czasami zachowywa³e¶ siê tak agresywnie, ¿e ba³am siê przebywaæ w Twoim otoczeniu.
Wci±¿ przychodzi³ jej na my¶l obraz jej ojca. Ba³a siê, ¿e bêdzie musia³a znosiæ to wszystko, tak jak teraz jej matka.
Maciek zmarszczy³ brwi.
- Ba³a¶ siê? Jak na razie - przeci±ga³ s³owa - nie mia³a¶ siê jeszcze czego baæ.
Na te s³owa Idze zapar³o dech w piersiach. Szanta¿? On chyba sobie ¿artuje - pomy¶la³a.
- Widzê, ¿e niepotrzebnie tu przysz³am. I tak siê z tob± nie dogadam - podnios³a siê i ruszy³a w stronê drzwi.
Nagle poczu³a jednak silny ból na przedramieniu.
- Uwa¿aj na siebie - us³ysza³a szept i poczu³a gor±cy oddech na karku.
Wyrwa³a siê z ucisku i szybko opu¶ci³a mieszkanie i dom by³ego ch³opaka.
Gdy znalaz³a siê na chodniku, us³ysza³a gwizdanie dochodz±ce z góry. To Maciek wygl±da³ przez okno i z radosn± min± spogl±da³ na Igê, przygryzaj±c wargi.
Nienawidzê ciê - pomy¶la³a.
Stara³a siê jak najprêdzej znikn±æ z pola widzenia Maæka.

***

- Jeste¶ nies³owny - g³os m³odego ch³opca by³ spokojny i p³ynny.
- Nie obchodz± mnie wasze ''anielskie losy''. Tu jest o wiele lepiej. Regulamin mnie tutaj nie obowi±zuje.
Niebo ciemnia³o, s³oñce powoli chowa³o siê za horyzontem, barwi±c niebo na ró¿owy kolor. Szum fal Wis³y usypia³. Dwoje nastoletnich ch³opców sta³o naprzeciwko siebie. Jeden wysoki w d³ugim czarnym p³aszczu, drugi w niebieskiej bluzie, o jasnych w³osach.
- Nawet nie wiesz, jak wiele praw ciê tutaj obowi±zuje - ci±gn±³ dalej m³odzieniec - wci±¿ jeste¶ kontrolowany.
Maciek wzruszy³ ramionami.
- Mam gdzie¶ wasz± kontrolê i wasze prawo. Teraz ju¿ nic nie mo¿ecie mi zrobiæ.
Ch³odny wiatr muska³ w³osy na czole wy¿szego ch³opca, który trzyma³ rêce w kieszeni i wci±¿ przestêpowa³ z nogi na nogê.
- My¶lisz, ¿e skoro zosta³e¶ wyrzucony z klanu, to nikt ciê nie obserwuje? - za¶mia³ siê g³o¶no - ¦ledzimy ka¿dy twój krok. Dopóki nie stracisz ca³ej mocy, bêdziesz obserwowany i musisz stosowaæ siê do zasad.
- Niczego nie muszê! - wykrzykn±³ Maciek - Co z tego, ¿e mnie kontrolujecie? Mam teraz swoje ¿ycie i nic wam do tego! Mogê robiæ co chcê i kiedy chcê.
Jego towarzysz znów u¶miechn±³ siê szeroko i przesun±³ jêzyk po dolnej wargach.
- Twoja wiedza jest osza³amiaj±co ma³a - stwierdzi³ - Ale rób co chcesz. Tylko nie krzywd¼ przy tym nikogo wiêcej.
Te s³owa wywo³a³y przyp³yw z³o¶ci u Maæka.
- Nikogo nie krzywdzê!
- Ale po co te nerwy? Czy¿by¶ mia³ co¶ na sumieniu?
W odpowiedzi otrzyma³ jedynie z³owrogie spojrzenie Maæka.
- A twoja by³a dziewczyna? - ci±gn±³ dalej ch³opak.
- To tylko zwyk³a ¶miertelniczka.
- ¦miertelniczka. To prawda. W³a¶nie dlatego zwiêkszyli¶my nad tob± kontrolê.
Maciek wygl±da³ na zszokowanego tym, co powiedzia³ jego towarzysz.
- Pawe³, nie ¿artuj sobie. To niemo¿liwe.
Przejecha³ d³oni± po twarzy, zatrzymuj±c j± na brodzie.
- To mo¿liwe. Krzywdz±c ¶miertelniczkê, nabawi³e¶ siê dodatkowej kontroli u Anio³ów. Dopóki ona bêdzie sta³a na twojej drodze i czu³a do ciebie urazê, bêdziesz musia³ liczyæ siê z kontrol±.
Maciek nie odezwa³ siê ju¿ ani s³owem. Jedyne czego teraz pragn±³, to znikniêcie Igi z jego ¿ycia i aby Pawe³ nie sta³ mu ju¿ na drodze.
- Wybór nale¿y do ciebie. ¯egnaj - doda³ Pawe³ na koniec i rozejrza³ siê dooko³a, czy nikt go nie widzi.
W jednej sekundzie z pleców Paw³a, nie rozdzieraj±c jego p³aszcza, wyros³y ogromne bia³e i l¶ni±ce skrzyd³a, które trzepota³y lekko, delikatnie o siebie uderzaj±c.
Powoli wzniós³ siê w górê i traci³ swoje materialne cia³o, staj±c siê coraz bardziej przejrzystym, by po chwili znikn±æ ca³kowicie, pozostawiaj±c po sobie jedynie iskry bia³ego py³u i ¶wie¿y zapach czysto¶ci.
Maciek by³ ju¿ kilkana¶cie metrów dalej, zmierzaj±c w stronê domu. Nie wiedzia³ jeszcze, co zrobi, ale mia³ ju¿ kilka planów.
Odwróci³ siê jeszcze na chwilê, ¿eby upewniæ siê, ¿e nikt ich nie widzia³. Nie zobaczy³ tam nikogo, wiêc przy¶pieszy³, chc±c jak najszybciej opu¶ciæ to miejsce.

***

Jak zwykle w sobotni poranek, sklep spo¿ywczy by³ przepe³niony. T³umy ludzi z reklamówkami i koszykami w rêkach przepycha³y siê miêdzy sob±. Personel biega³ po ca³ym lokalu, jedna sprzedawczyni zmuszona by³a nawet pogodziæ dwie kobiety, które k³óci³y siê o miejsce w kolejce.
Iga westchnê³a. Tak jak wiele innych ludzi, musia³a czekaæ na swoj± kolej, kiedy to ona podejdzie do lady i zap³aci za zakupy. Wbrew pozorom kolejka szybko przemieszcza³a siê do przodu.
- Dwadzie¶cia trzy z³ote i trzydzie¶ci groszy - powiedzia³a mi³a ekspedientka o kruczoczarnych krótkich w³osach i centymetrowych akrylach.
Dziewczyna otworzy³a portfel i ju¿ mia³a zap³aciæ, gdy zorientowa³a siê, ¿e kto¶ na ni± patrzy. Poda³a pieni±dze kobiecie, zaczeka³a na resztê i szybkim krokiem ruszy³a w kierunku szklanych drzwi, zza których obserwowa³o j± czyje¶ spojrzenie.
Wysz³a na zewn±trz i rozejrza³a siê.
Kilka metrów dalej, bardzo powoli szed³ wysoki ch³opak o w³osach koloru ciemny blond, ubrany w czarny p³aszcz. Iga nie widzia³a jego twarzy, gdy¿ by³ odwrócony w przeciwnym kierunku. Po chwili zw³oki spojrza³ za siebie i napotka³ wzrok Igi.
Z pocz±tku zawaha³ siê, ale po chwili zawróci³ i szed³ w jej stronê.
Iga, lekko zdezorientowana, patrzy³a na niego i sta³a w bezruchu.
- Kim jeste¶? - zapyta³a, gdy podszed³ bli¿ej.
- Pawe³ - odpowiedzia³, jak gdyby nigdy nic - A ty jeste¶ Iga, prawda?
- Sk±d mnie znasz?
U¶miechn±³ siê. Spojrza³ na ni± z trosk± zielonymi oczyma i powiedzia³:
- Wiele razy siê mijamy, a ja po prostu chcia³em ciê poznaæ bli¿ej.
Na te s³owa Idze odebra³o mowê. Przypadkowy ch³opak mówi, ¿e chce j± bli¿ej poznaæ, bo... wiele razy siê mijali. Czy rzeczywi¶cie tak by³o?
Iga spróbowa³a przez chwilê wytê¿yæ swoj± s³ab± pamiêæ i przypomnieæ sobie, gdzie widzia³a ch³opaka, który sta³ teraz obok niej i przygl±da³ siê z zaciekawieniem.
- Faktycznie, widzia³am ciê kilka razy - przyzna³a i u¶miechnê³a siê.
Nie chcia³a ju¿ znaæ konkretnych powodów, dla których Pawe³ j± obserwowa³. Liczy³o siê to, ¿e ostatnio w jej ¿yciu wiele siê wydarzy³o i potrzebowa³a rozmowy. Z kimkolwiek. Najlepiej niezaanga¿owanym w jej problemy.
- Chyba ostatnio nie wszystko jest w porz±dku? - zapyta³ Pawe³, wci±¿ nie spuszczaj±c z niej wzroku.
- Nie do koñca... - odpar³a niepewnie i spu¶ci³a g³owê - Nie chcê o tym rozmawiaæ...
- Rozumiem.
Nasta³a niezrêczna chwila ciszy.
Iga nie mog³a jednak wytrzymaæ, chcia³a wyrzuciæ z siebie ca³± z³o¶æ.
- ¯ycie mi siê sypie.
- Jak to sypie? - zmarszczy³ brwi.
- Mam za du¿o na g³owie. Ju¿ nie wytrzymujê tego wszystkiego...
Iga wci±¿ patrzy³a jedynie na czubki swoich butów, przez co wpad³aby na grupkê ludzi id±cych chodnikiem.
- Nie przejmuj siê zbyt mocno. Nie bierz wszystkiego do siebie. ¯eby zmieniæ ¿ycie, trzeba tylko chcieæ. Nie przejmuj siê, gdy kto¶ powie o tobie co¶ z³ego, staraj siê o tym nie my¶leæ.
Dziewczyna spojrza³a na Paw³a i ze zdziwienia otworzy³a usta.
- Sk±d ty wiesz o mnie tak du¿o? - spyta³a.
- Mam takie przeczucie.
Iga, wci±¿ zachwycona piêknem s³ów ch³opaka, patrzy³a na niego i zastanawia³a siê jak to mo¿liwe, ¿e zna j± a¿ tak dobrze. Widzia³a w jego oczach nutkê ciekawo¶ci, ale te¿ wiele m±dro¶ci. Przygl±da³a mu siê przez d³u¿sz± chwilê, staraj±c siê zapamiêtaæ jak najwiêcej szczegó³ów.
- Masz ¶mieszne ucho - zachichota³a.
Ch³opak tak¿e siê u¶miechn±³.
- To taki mój znak rozpoznawczy, ale inni tego nie widz±, nie zwracaj± uwagi.
Oboje zaczêli siê ¶miaæ.
Nawet nie zdawali sobie sprawy, ¿e kilka metrów dalej kto¶ za nimi idzie.

***

Maciek, w czarnej bluzie i kapturze zaci±gniêtym na g³owê, szed³ szybkim krokiem za dwojgiem rozmawiaj±cych ze sob± nastolatków. Nic nie by³o w stanie powstrzymaæ go przed zbrodni±, której chcia³ dokonaæ. Pragn±³ raz na zawsze pozbyæ siê swojego problemu. Pragn±³ pozbyæ siê Igi.
W kieszeni mia³ nó¿. Zosta³o mu jeszcze trochê mocy, wiêc chcia³ z niej skorzystaæ, póki jeszcze móg³. Postanowi³, ¿e najpierw zabije dziewczynê, a pó¼niej jej krew odda Anio³om w ofierze. Ca³y czas mia³ nadziejê na ponowny powrót do ich grona. Nawet nie zdawa³ sobie sprawy, jak bardzo mia³ siê rozczarowaæ.

***

Pawe³ i Iga spacerowali teraz wzd³u¿ Wis³y, wdychaj±c ch³odne powietrze.
Iga wcze¶niej zostawi³a zakupy w domu, gdy w miêdzyczasie Pawe³ czeka³ na ni± pod domem. Nie mia³a planów na sobotni wieczór, wiêc có¿ sta³o na przeszkodzie pój¶cia na spacer z nowopoznanym znajomym, z którym tak dobrze jej siê rozmawia³o? Nie spodziewa³a siê jednak, ¿e kto¶ jeszcze pragn±³ im towarzyszyæ.
- Jak gdyby nigdy nic. U¶miechniêci, zadowoleni...
Maciek podszed³ bli¿ej do Igi, od Paw³a trzyma³ siê z daleka.
Iga nie odezwa³a siê do niego. Nie chcia³a, by znów psu³ jej humor, szczególnie wtedy, gdy zd±¿y³a ju¿ zapomnieæ o wszystkich przykrych chwilach.
- Nie podchod¼ - ostrzeg³ go Pawe³, gdy tylko zobaczy³, ¿e z kieszeni bluzy Maæka wystaje drewniana rêkoje¶æ zdobiona w anielskie wzory.
- Nie powstrzymasz mnie. Nie tutaj.
Zaskoczenie Igi by³o tak du¿e, ¿e zamar³a w bezruchu. Wygl±da na to, ¿e Pawe³ i Maciek siê znaj±.
Odruchowo cofnê³a siê do ty³u. Pawe³ stan±³ przed ni± i zas³oni³ j± cia³em.
- £amiesz regulamin - zez³o¶ci³ siê, choæ mówi³ do¶æ spokojnym g³osem - Stracisz moce i zginiesz z r±k Anio³ów. W dodatku znów co¶ bra³e¶... Nigdy nie przypuszcza³em, ¿e tak skoñczysz.
- O czym wy mówicie?! - wykrzyknê³a Iga i zaraz przekona³a siê, ¿e zwrócenie na siebie uwagi by³o b³êdem.
Maciek wyci±gn±³ z kieszeni krótki, ale za to ostry nó¿. Ostatnie promienie s³oñca odbija³y siê w jego srebrnej klindze. Na sam± my¶l o tym narzêdziu, Igê zaku³o co¶ w gardle.
- Tak d³ugo rozmawiali¶cie, a nie powiedzia³e¶ jej kim jeste¶? - spyta³ Maciek z udawan± ironi±.
- Wtedy musia³bym powiedzieæ te¿ o tobie, a tego by¶ nie chcia³.
Pawe³ spogl±da³ na zmianê na nó¿ i na twarz Maæka, z której mo¿na by³o wyczytaæ, jak ogromna nienawi¶æ go przepe³nia.
Iga by³a zdezorientowana. My¶li miesza³y jej siê w g³owie. Mia³a wra¿enie, ¿e zaraz zemdleje. Maciek to zauwa¿y³.
- Anio³y... - powiedzia³ - Najprawdziwsze Anio³y...
W tym momencie Maciek ruszy³ krok do przodu i uniós³ do góry rêkê, w której trzyma³ nó¿. Na ten ruch Pawe³ zareagowa³ b³yskawicznie. Doskoczy³ do Maæka i pchn±³ go tak, ¿e ten zatoczy³ siê do ty³u. Po chwili Pawe³ zacz±³ traciæ swoje materialne cia³o i uniós³ siê kilkana¶cie centymetrów nad ziemi±.
Ogromne bia³e skrzyd³a zas³oni³y Maæka. Gdy tylko Iga je zobaczy³a, osunê³a siê na ziemiê, podpar³a siê rêk± i oddycha³a g³êboko, wci±¿ niedowierzaj±c w to, czego w³a¶nie by³a ¶wiadkiem.
Blaski i b³yski, które bi³y na wszystkie strony od dwóch sylwetek, o¶lepia³y. Bia³e refleksy o¶wietla³y wszystko, co znajdowa³o siê dooko³a.
Maciek, pomimo ¿e zosta³ potêpiony i skazany na ¿ycie ziemskie, nie straci³ jeszcze ca³ej swojej anielskiej mocy. Mia³ jej jeszcze sporo i planowa³ wykorzystaæ j± przeciwko Idze. Chcia³ j± zlikwidowaæ ze swojego ¿ycia, aby zmniejszyæ kontrolê Anio³ów nad sob±. Nie spodziewa³ siê jednak, ¿e Pawe³ stanie w jej obronie.
- Bronisz ¶miertelniczki! - wykrzykn±³ do niego - Tak samo jak ja, ³amiesz regulamin! Ty, wzór i przyk³ad dla innych - wymierzy³ w niego cios, którego Pawe³ unikn±³.
To, czym walczyli Pawe³ i Maciek, by³o podobne do ¶wietlistych kul.
Iga powoli uspokaja³a oddech. Podnios³a siê z ziemi i cofnê³a kilka kroków dalej. Wiedzia³a, ¿e mo¿e uciec, ale czu³a, ¿e musi tam zostaæ i wspieraæ Paw³a swoj± obecno¶ci±. Jeszcze wtedy nie u¶wiadomi³a sobie do koñca, ¿e by³ Anio³em. Wiedzia³a jedynie, ¿e stan±³ w jej obronie.
St³umione wybuchy rani³y tak samo Paw³a jak i Maæka. Ten drugi posiada³ jednak narzêdzie, którego móg³ w ka¿dej chwili u¿yæ.
- A mo¿e ty sie w niej zakocha³e¶, co? - zasugerowa³ Maciek odpieraj±c atak Paw³a - Zastanów siê, czy jest tego warta.
Maciek zwinnie omin±³ go i ruszy³ w kierunku Igi. Bieg³ tak szybko, ¿e Iga nie zd±¿y³a zareagowaæ i uciec. Jedynie odwróci³a siê i zas³oni³a rêkami g³owê. Ju¿ my¶la³a, ¿e za chwilê poczuje ból, ale zamiast tego us³ysza³a trzask.
Pawe³ wymierzy³ cios w plecy Maæka. Ten przewróci³ siê i nó¿ wy¶lizgn±³ mu siê z rêki. Próbowa³ go dosiêgn±æ, ale jego przeciwnik by³ szybszy.
- Oddaj mi to! - wrzasn±³ Maciek ochryp³ym g³osem.
W furii rzuci³ siê na Paw³a i chcia³ wbiæ nó¿ w jego pier¶. Ten jednak sprytnie tego unikn±³ i przekrêci³ ostrze w drug± stronê. Si³±, z jak± Maciek par³ do przodu, sprawi³a, ¿e nie zd±¿y³ uciec. Nó¿ wbi³ siê w jego cia³o, które prawie od razu opad³o na ziemiê.
Iga poczu³a, ¿e po jej policzkach sp³ywaj± ³zy. Spojrza³a na Paw³a ³api±cego du¿e hausty powietrza i ocieraj±cego pot z czo³a, potem na Maæka, który le¿a³ na ziemi w dziwnej pozycji z wielk± plam± krwi na bluzie.
- Nie przejmuj siê nim - powiedzia³ Pawe³ - Zaraz wszystko ci wyja¶niê.
Dziewczyna zap³aka³a g³o¶no i przytuli³a siê do Paw³a, który odzyska³ ju¿ materialne cia³o. Wci±¿ niedowierza³a, ¿e jest Anio³em. Nie liczy³y siê ju¿ dla niej wyja¶nienia. Zawdziêcza³a mu ¿ycie i tylko to by³o wa¿ne.
Jeszcze chwilê stali w bezruchu. Niebo, na którym rozsypa³y siê pojedyncze gwiazdy, roz¶wietla³a okr±g³a tarcza ksiê¿yca. Cia³o Maæka rozp³ynê³o siê i zamieni³o w czarny dym unosz±cy siê wysoko, ledwo widoczny po zmroku. Jedyne, co da³o siê us³yszeæ to przy¶pieszone oddechy dwóch postaci mocno w siebie wtulonych.


Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ninaziz
Kathulhu


Do³±czy³: 21 Cze 2007
Posty: 238
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 16 razy
Ostrze¿eñ: 0/5

PostWys³any: Nie 21:57, 23 Sty 2011    Temat postu:

Wyró¿nienie:
kolejno¶æ przypadkowa.


Daria Kijoch
Cytat:

"Tysi±c Dusz"

Ta historia nigdy nie dojrzy ¶wiat³a dziennego. A gdyby nawet to uznaliby mnie za wariata. Niestety w dzisiejszych czasach magia nie istnieje. Setki spraw na g³owie. Cz³owiek tak naprawdê sam nie wie czego szuka. Chce byæ wykszta³cony, mieæ rodzinê. I brnie coraz bardziej w codzienne obowi±zki które staj± siê z czasem rutyn±. Nie ka¿dy jednak mia³ dobry start w ¿yciu. Nie ja. Ale los chcia³, ¿e pewne wydarzenia zmieni³y moje ¿ycie na zawsze.


-Jak chodzisz gówniarzu?!Rozjechaæ Ciê?!

-Czego siê pan drze?!Na pasach jestem.



Zagapi³em siê… Na Jachowicza jak zwykle ruch. Znowu siê spó¼niê na lekcje. Hm… ju¿ po ósmej, nie op³aca siê i¶æ do szko³y. Skoczê nad Wis³ê.

Uf… na reszcie na miejscu. Zimno tu. Wieje z nad wody. Ach… to ju¿ miesi±c jak ojciec nie ¿yje, a sprawcy wypadku nie znaleziono.

-Trzask!

-Hy??? Kto¶ tam jest?

-Przyszed³… uwolni… pomo¿e…

-Co?! Co tam szepczesz? Nikogo tu nie ma. To chyba wiatr, albo siê przes³ysza³em.Za d³ugo ju¿ tu sterczê. Dwunasta dochodzi, idê do domu.



-Gdzie by³e¶?

-W szkole mamo…

-Znowu k³amiesz…

-Nie zd±¿y³em na lekcje i tyle…

-Kiedy w koñcu we¼miesz siê do roboty?!

-Wtedy, kiedy uznam, ¿e warto. Na razie…

-Gdzie ty wychodzisz, ju¿ pó¼no?

-Bum!!!

-Nie trzaskaj drzwiami! Bo¿e spraw, aby ten ch³opak zm±drza³ i sta³ siê lepszy…



Wiem, ¿e zrobi³em wiele z³ych rzeczy, ale jak siê pó¼niej dowiecie, zmieniê to, ale nie bêdzie ³atwo…



-Zimnnooo…. I znowu przylaz³em nad t± Wis³ê. Ale to jedyne spokojne miejsce.



Po dwóch godzinach, sta³o siê co¶ dziwnego. Zobaczy³em postaæ dziewczyny. Pojawi³a siê nagle przed moimi oczami.

-Witaj, nareszcie jeste¶-powiedzia³a

-My siê chyba nie znamy.

-Tak Ci siê tylko wydaje. Wiem o Tobie wiêcej ni¿ my¶lisz.

-Zaczynasz mnie przera¿aæ dziewczyno.

-Nie bój siê, wkrótce zobaczysz co¶ bardziej strasznego. Chod¼ ze mn± do jaskini.

-Gdzie? Jak ja tam wejdê?

-Zaufaj mi proszê, na dole jest ukryte wej¶cie, które prowadzi na górn± czê¶æ jaskini.



Nie lubiê tajemnic, ale co¶ kaza³o mi pój¶æ za t± wariatk±.


-Ciemno tu i schody zimne-mówi³em

-To od ³ez i smutku.

-Hy?

-Zaraz siê wszystkiego dowiesz.



Gdy doszli¶my na miejsce, dowiedzia³em siê czego¶ zupe³nie nienaturalnego.


-Czemu tu jestem?- Spyta³em

-Pos³uchaj uwa¿nie. Jeste¶ Wybrañcem, „Kluczem” do Bramy Przej¶cia.

-Co?! O czym ty mówisz?

-Ty o niczym nie wiesz prawda? Wiêc opowiem Ci wszystko od pocz±tku. By³o to tak:

-Wiele lat temu, gdy nas nie by³o na ¶wiecie, istnia³ Stra¿nik, który przeprowadza³ bezpiecznie dusze ludzi. Niestety zosta³ przekupiony przez diab³a i pozwoli³ siê zast±piæ na jeden dzieñ. Diabe³ zatrzyma³ dwadzie¶cia dusz i kaza³ podpisaæ pakt, który rzekomo podpisuje ka¿da dusza id±ca do nieba. Dusze nie wykry³y podstêpu i podpisa³y ów pakt. Lecz ku ich zdziwieniu zosta³y zes³ane z powrotem na ziemiê. Gdy Bóg siê o tym dowiedzia³, wygna³ Stra¿nika i przepêdzi³ diab³a. Nie móg³ jednak zawróciæ dusz. Legenda g³osi, ¿e ¿aden z potomków pozosta³ych dusz, po ¶mierci, nie mo¿e pój¶æ do nieba. Aby uwolniæ je, Bóg ma wys³aæ kogo¶ z poza sfery Nieba, ale nikt nie wie kiedy. Wybraniec ten musi pokonaæ potwora, którego diabe³ pozostawi³ przed Bram± Przej¶cia, który nie przepuszcza nikogo z rodu tych dwudziestu dusz. Oraz to „Klucz” ma za zadanie wyznaczyæ nowego Stra¿nika.

-To ja mam Ci pomóc?- Zapyta³em

-Tak.

-To jest chore, idê st±d…

-Czekaj! Chyba nie zostawisz nas tak?!

-Nas?



Wtedy z wody wy³oni³y siê ludzkie dusze. By³o ich mnóstwo. Ka¿d± o¶wietla³a niebieska po¶wiata. Po chwili ukry³y siê w wodzie.

-To ile was jest?

-Tysi±c. Od tamtego czasu tyle nas siê zebra³o. Pomó¿ nam. B³agam.

-Sk±d wiesz ¿e to ja jestem tym Wybranym?

-Masz znamiê na d³oni, przypomina klucz. To znak.



Nie wiem dlaczego, ale zgodzi³em siê jej pomóc, lecz by³em dociekliwy.



-I tylko to, ¿e mam szramê po bójce sprawi³o, ¿e jestem wam potrzebny?

-Nie tylko. Dusze zaczê³y od tego roku wiêcej p³akaæ. Ich serca wype³nia³ coraz wiêkszy smutek i ¿al. Wody w Wi¶le podnios³y i siê i ucierpia³y na tym ludzkie siedliska. Najgorzej by³o w maju. Wody by³y przepe³nione bólem i wyla³y. To by³ znak, ¿e „Klucz” siê zbli¿a.

-Wiêc co mam robiæ?

-Podaj mi rêkê i nie bój siê.



Wyskoczyli¶my z jaskini i poszybowali¶my w górê. Tam zobaczy³em tunel a na jego koñcu ¶wiat³o. By³a te¿ ogromna brama.


-Teraz musisz i¶æ sam.

-Ale co mam robiæ?

-Id¼. Pokonaj bestiê. Uwolnij nas. Zdaj siê na swoje dobre, chod¼ zagubione serce.



I zniknê³a. Zbli¿aj±c siê do bramy, czu³em ch³ód. Jest. Oto Ona. Brama do Niebios. Nagle pojawi³ siê ogromny pies z trzema g³owami i spyta³:

-Kim¿e jeste¶? ¦miertelniku nie powinno Ciê tu byæ. Wracaj sk±d przyszed³e¶.

-Jestem „Kluczem” i …

-Ha ha ha. „Kluczem”? Jeste¶ jednym z potomków dwudziestu dusz. Czujê to. Mam trzy ¶wietne nosy.

-A ty kim jeste¶? Albo czym?

-Zw± mnie Cyrus. Jestem synem Cerbera. I ka¿ê Ci siê st±d wynie¶æ, bo tracê cierpliwo¶æ.



Ju¿ mia³em siê odwróciæ, lecz nogi odmówi³y mi pos³uszeñstwa.


-Wiesz zostanê tu jeszcze, rozejrzê siê po okolicy…

-Denerwujesz mnie coraz bardziej. Wyno¶ siê, radzê po dobroci! I dlaczego ty jeste¶ ¿ywy?!

-Ok. Ju¿ idê.

-Czekaj. Cia³o tu zostaje. Tylko dusza wraca na Ziemiê.



Bestia rzuci³a siê w moj± stronê i uderzy³a mnie ³ap±. Zemdla³em. Zobaczy³em swego ojca. Nagle obudzi³em siê, a nade mn± sta³ Cyrus i szczerzy³ swe k³y. Ca³a z³o¶æ nap³ynê³a mi do krwi, ale by³ tam te¿ smutek po stracie ojca. Znamiê na d³oni przybra³o niebieska barwê i ca³e cia³o by³o pokryte ró¿nymi znakami. G³ownie przypomina³y linie i figury geometryczne. Pies z³apa³ mnie i trzyma³ w paszczy, a niebieski promieñ ¶wiat³a wyrwa³ maszkarze jeden z ³bów. Skoczy³em i kolejnymi promieniami zniszczy³em potwora.

Nagle pojawi³a siê dziewczyna i zabra³a mnie na pocz±tek tunelu.


-Zobacz- powiedzia³a.



Ujrza³em jak dusze wy³aniaj± siê z wody i lec± w nasz± stronê. Wszystkie otoczy³y nas, a w¶ród nich zauwa¿y³em znajom± twarz.


-Tato to ty? Nie wierzê.

-Witaj synku… Cieszê siê ¿e Ciê widzê.

-Przepraszam za wszystkie problemy, jakie z mam± mieli¶cie przeze mnie.

-To ju¿ przesz³o¶æ. Wybaczy³em Ci dawno. Wa¿ne , ¿e siê zmieni³e¶.

-Musisz wybraæ nowego Stra¿nika-odezwa³a siê dziewczyna.

-Zaraz. Tato jak wrócimy do domu to porozmawiamy spokojnie…

-Ja nie mogê wróciæ. Rozmawiasz z dusz±. Muszê tu zostaæ.

-Rozumiem. Wiêc ju¿ wybra³em. S³uchajcie: oto nowy Stra¿nik Bramy Przej¶cia.



Wskaza³em na mego ojca. Wtedy dziewczyna powiedzia³a te s³owa:


-„Gdy odnajdzie siê „Klucz”, diabe³ nic nie zrobi ju¿. Wybraniec pokona Czarta, a Brama do Niebios zostanie Otwarta”.



W pewnej chwili Brama siê otworzy³a. Dusze pobieg³y do niej, a ja zacz±³em spadaæ w dó³. Obudzi³em siê na trawie, przy skarpie i jaskini. Pobieg³em do domu i przytuli³em matkê.


-Gdzie¶ ty by³?- spyta³a.

-Postaram siê byæ lepszy. Kocham Ciê.



Dzi¶ jestem doros³y. Pracujê. Od tamtych wydarzeñ minê³o sporo czasu. Lecz ostatnio nawiedzaj± mnie koszmary, a znamiê ¶wieci ka¿dej nocy o Pó³nocy.


Pamiêtajmy, aby nie poddawaæ siê w ¿yciu i mimo przeciwno¶ci losu, i¶æ dalej. Bo ¿ycie idzie dalej. I chod¼ jest tak krótkie, starajmy siê wykorzystaæ je w pe³ni jak najlepiej.


Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ninaziz
Kathulhu


Do³±czy³: 21 Cze 2007
Posty: 238
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 16 razy
Ostrze¿eñ: 0/5

PostWys³any: Nie 21:59, 23 Sty 2011    Temat postu:

Wyró¿nienie:
kolejno¶æ przypadkowa.


Judyta Kowalczyk
Cytat:

"Ja¶min"

D¼wiêk skrzypiec ³agodnie rozp³ywa³ siê w powietrzu. Wilhelm Terberg, stoj±cy na ¶rodku sali balowej w p³ockim Ratuszu, szuka³ wzrokiem partnerki do tañca. Uwa¿nie obserwowa³ twarze dam, ich wytworne suknie, delikatne ruchy d³oni.
Tylko jedna osoba wzbudzi³a jego zainteresowanie.
Jego uwagê przyku³y jadowicie zielone oczy jednej z kobiet. Gdy ich spojrzenia siê spotka³y, Wilhelm poczu³ na policzkach dreszcze, które rozchodzi³y siê po ca³ym ciele. Nieznajomi w tej samej chwili ruszyli ku sobie.
To by³ dla nich znak.
Oddech Wilhelma przyspieszy³. Ca³a sala balowa, kobiety, ich g³osy, ich ¶miech, sto³y z jedzeniem, marmurowe schody, wszystko zniknê³o dla niego w jednej chwili. Pozosta³y jedynie szmaragdowe oczy otoczone gêstymi rzêsami i niskie pomruki skrzypiec.
- Wilhelm Terberg. – przedstawi³ siê, dotykaj±c zimnych bia³ych d³oni nieznajomej.
- Wiktoria Warenhold – szepnê³a kobieta, k³ad±c drug± d³oñ na jego ramieniu.
Takty muzyki przesuwa³y siê powoli, pompatycznie. Zdawa³o siê, ¿e ka¿dy jej d¼wiêk zawiesza³ siê na chwilê w powietrzu, tworz±c ciê¿ki, duszny nastrój.
Taniec kobiety by³ perfekcyjny. ¦wietnie opanowany, ale nie sztuczny, wyuczony. Ka¿dy jej ruch by³ pe³en gracji, arystokratycznej maniery. Nosi³a czarn± gorsetow± sukniê z rêcznie wyszywanymi ró¿ami w kolorze burgunda.
Wiktoria przysunê³a siê tak blisko Wilhelma, ¿e kosmyki jej w³osów dotyka³y jego policzka. Mê¿czyzna rozpaczliwie próbowa³ z³apaæ oddech, opanowaæ rosn±ce w nim podniecenie.

„dotykam
delikatnie
by nie zniszczyæ
Wszech¶wiata
pod jej powiekami”

Tajemnicza kobieta zaw³adnê³a my¶lami Wilhelma. Hipnotyzowa³a go swoj± obecno¶ci±. Zabiera³a go w te miejsca jego pod¶wiadomo¶ci, których siê ba³, ale w których ukrywa³ swoje najg³êbsze pragnienia.
„ (…) warte ¶mierci
warte potêpienia
jej wargi
na ustach
powiekach
policzkach”

Krótkie solo na skrzypcach i po chwili d¼wiêki nabra³y lekko¶ci. Nuty p³ynê³y delikatnie po sali, daj±c uczucie zwiewno¶ci, ulotno¶ci.
Wiktoria obróci³a siê lekko w tañcu. Kosmyki jej kruczoczarnych w³osów zawirowa³y w powietrzu. Dopiero w tej chwili Wilhelm poczu³, jak s³odko pachnie kobieta.
Ja¶minem i czym¶, czego mê¿czyzna nie by³ w stanie nazwaæ. Tajemnic±? Groz±? Po¿±daniem?
„d³onie wplot³a mi
we w³osy
muska³a kark
na jej palcach
kwitn±
tysi±ce kwiatów”

Zmys³owo wiruj±ca w tañcu kobieta, wydawa³a mu siê postaci± nie z tego ¶wiata. Jakby kto¶ obudzi³ do ¿ycia zaklêtego w marmurze anio³a.
- Gdyby ¶mieræ przysz³a po mnie tej nocy, umar³bym szczê¶liwy - pomy¶la³, lecz szybko odegna³ to przeczucie.
Jego serce bi³o w rytm muzyki. Skrzypce energicznie wygrywa³y ostatnie takty. Nagle nieznajoma, korzystaj±c z zamieszania, wyrwa³a siê Wilhelmowi i zniknê³a w t³umie. Mê¿czyzna zacz±³ jej szukaæ. Nerwowo wypatrywa³ znajomych zielonych oczu. Po chwili zauwa¿y³, ¿e Wiktoria wybieg³a z sali.
Maj±c za towarzysza blask ksiê¿yca, bieg³ jak szalony p³ockimi uliczkami. Omal nie wpad³ pod ko³a wozu. Doro¿karz zakl±³ plugawie. Gdy ju¿ my¶la³, ¿e zgubi³ drogê zauwa¿y³ za rogiem ulicy skrawek czarnej sukni.
Szalona gonitwa zaprowadzi³a go na Cmentarz Miejski.
Wiktoria sta³a przy jednym z grobów. Kamienny nagrobek by³ spêkany, napisy na nim – wyp³owia³e. Wygl±da³by na zupe³nie opuszczony i zaniedbany, gdyby nie bieli³ siê na nim krzew ja¶minu.
Wilhelm podszed³ ostro¿nie. Dziewczyna z zadum± wpatrywa³a siê w napis na nagrobku.
W wykaligrafowane na nim imiê: Wiktoria Warenhold.
- Dlaczego ucieka³a¶? – spyta³ cicho.
- Dlaczego… - szepnê³a i zwróci³a twarz w stronê Wilhelma - …mnie goni³e¶? Co ciê tu przywiod³o? Znasz odpowied¼, prawda? Ale nie chcesz tego przyznaæ sam przed sob±.
- N-nie… - jêkn±³, odwracaj±c g³owê w inn± stronê – Nie znasz mnie. Nie wiesz, co czujê! Nie wiesz, czego pragnê! – krzycza³.
- Dlaczego nie uciekasz, choæ widzia³e¶ moje imiê na nagrobku? – Wilhelmowi zdawa³o siê, ¿e s³yszy jej g³os w swojej g³owie. – Boisz siê o tym mówiæ. Boisz siê o tym my¶leæ, jakby to zmieni³o rzeczywisto¶æ. Boisz siê ¶mierci?
- Ja… - wyduka³ przez zaci¶niête gard³o – ja siê nie bojê!
- A wiêc masz odwagê, by przeczytaæ drugie imiê na nagrobku?
Zamkn±³ oczy i wyszepta³:
- Terberg. Wilhelm Terberg.
- Dlaczego? – spyta³ po chwili – Mam ca³e ¿ycie przed sob±, jeszcze tyle siê mo¿e zdarzyæ.
- Wiem, jak wygl±da³oby twoje ¿ycie, Wilhelmie. Widzia³am je. S±dzisz, ¿e spe³nisz swoje marzenia? ¯e bêdziesz mia³ ¶liczny domek z ogrodem, piêkn± ¿onê i gromadkê pyzatych dzieci? Kobieta, w której siê zakochasz, bêdzie bawiæ siê twoimi uczuciami. Upokorzysz siê przed ni±, a¿ w koñcu z³odzieje napadn± ciê i skatuj±, gdy bêdziesz wchodzi³ do swojego mieszkania. Wykrwawisz siê na schodach w³asnego domu. To bardziej ci odpowiada? – prychnê³a – Od ¿a³osnego ¿ycia gorsza jest tylko ¿a³osna ¶mieræ.
- A ¶mieræ tutaj, z tob± nie bêdzie ¿a³osna? – zakpi³.
- Lepiej ci bêdzie umrzeæ w moich ramionach, ni¿ ustami pe³nymi krwi skamleæ o pomoc niedosz³ej kochanki.
„Przecie¿ pragniesz ¶mierci…” - us³ysza³ g³os w swojej g³owie. Nie wiedzia³, czy to by³y my¶li dziewczyny, czy jego w³asne.
Wilhelm zamkn±³ oczy. Zapach ja¶minu sta³ siê coraz bardziej intensywny.
Nawet nie zauwa¿y³, kiedy upad³ na ziemiê. Gdy otworzy³ oczy, widzia³ blask ksiê¿yca i krew p³yn±c± miêdzy kamieniami brukowanej ¶cie¿ki.

***

Nastêpnego dnia ma³a dziewczynka zbiera³a kasztany na Cmentarzu Miejskim w P³ocku. Nawet nie zwróci³a uwagi na zwiêd³y krzew ja¶minu rosn±cy na jednym z grobów.


Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ninaziz
Kathulhu


Do³±czy³: 21 Cze 2007
Posty: 238
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 16 razy
Ostrze¿eñ: 0/5

PostWys³any: Nie 22:01, 23 Sty 2011    Temat postu:

Wyró¿nienie:
kolejno¶æ przypadkowa.


Weronika Skoczylas

Cytat:

"Pakt Krwi"

By³ pó¼ny, ch³odny wieczór. Wszyscy ludzie pochowali siê w domach i nie ¶mieli nawet wygl±daæ przez okna. Doskonale wiedzieli, co mo¿e siê wydarzyæ jesiennym wieczorem w czê¶ci P³ocka, w której znajduje siê cmentarz. Cmentarz, choæ za dnia czêsto odwiedzany, noc± wygl±da³ na ca³kowicie opuszczone miejsce z niewielk± ilo¶ci± s³abo ¶wiec±cych zniczy. Potê¿na, stara brama dodawa³a temu miejscu uroku, a ma³a kapliczka, stoj±ca w jego g³êbi, zachêca³a przybyszów do jej zwiedzenia. Za dnia. Teraz jednak, gdy wszystko by³o poch³oniête przez mrok, gdy s³ychaæ by³o w oddali huczenie sów i popiskiwania nietoperzy, chyba jedyn± osob±, bêd±c± na tyle g³upi± lub pewn± siebie, by tu przebywaæ, by³a dziwna postaæ, która przechadza³a siê miêdzy grobami, patrz±c przed siebie. Z daleka wygl±da³a na zwyk³ego, dosyæ m³odego, tajemniczego mê¿czyznê, o dobrym zdrowiu i odstaj±cych od normy zainteresowaniach. Jednak, ¿eby odkryæ jej prawdziwy wygl±d i zainteresowania, nale¿a³o siê do niej zbli¿yæ.
- D³ugo masz jeszcze zamiar siê ukrywaæ? – wys³a³ w powietrze tê garstkê s³ów ch³opak.
Zza filara wysz³a dziewczyna o blond w³osach. Podesz³a dwa kroki do przodu. Przez d³ug± chwilê stali w milczeniu. W koñcu mê¿czyzna westchn±³ i spojrza³ na blondynkê. Jego zimne oczy patrzy³y na ni± spod kapelusza przez krótk± chwilê. Dziewczynê przeszy³ dreszcz, ale nie ruszy³a siê z miejsca. Wpatrywa³a siê w jego blad± twarz, pe³n± grozy i piêkna.
- Kim jeste¶? – spyta³a w koñcu. Pytanie nie brzmia³o przekonywuj±co, zupe³nie, jakby zna³a na nie odpowied¼.
- Zwyk³ym cz³owiekiem, pragn±cym pozwiedzaæ – odpowiedzia³ mê¿czyzna z ledwo wyczuwaln± ironi± w g³osie, po czym odwróci³ siê do niej ty³em i ruszy³ powolnym krokiem przed siebie.
- Zwykli ludzie nie zapuszczaj± siê o tej porze w takie miejsca – rzek³a blondynka.
- Czy¿by? A ty kim niby jeste¶? – Mê¿czyzna z obojêtno¶ci± znowu spojrza³ na swoj± towarzyszkê i zmierzy³ j± wzrokiem od stóp do g³owy. Dziewczyna u¶miechnê³a siê tajemniczo i wyci±gnê³a z kieszeni spodni srebrny nó¿. Chwilê go obserwowa³a, przejecha³a palcem po wyra¼nie srebrnym ostrzu, a nastêpnie rzuci³a siê w stronê ch³opaka.
- £owc± wampirów – odpowiedzia³a mu w biegu na pytanie i stanê³a twardo na ziemi tu¿ przed nim.
- Jakim¶ marnym – sykn±³, po czym obna¿y³ swoje k³y. – Prawdziwi ³owcy wampirów nie boj± siê swoich przysz³ych zdobyczy. A ja wyra¼nie czujê Twój strach.
- Mo¿e nie jeste¶ moj± przysz³± zdobycz±? – zada³a retoryczne pytanie ³owczyni, po czym schowa³a nó¿ tam, sk±d go wyjê³a i wyprostowa³a siê. Ch³opak w dalszym ci±gu sta³ w pozycji gotowej do ataku i bacznie siê jej przygl±da³. Wszystkie swoje zmys³y skupi³ na niej i ani mu siê ¶ni³o siê ods³oniæ.
- W takim razie, po co tu przysz³a¶?
- Porozmawiaæ – odpowiedzia³a blondynka bez wahania. – Mo¿e wiêc przesta³by¶ szykowaæ siê do skoku na mnie?
- Mam byæ spokojny w pobli¿u ³owcy?
- Jestem Yoriko. – Imiê to nie wywo³a³o na wampirze ¿adnego szczególnego wra¿enia. Najwyra¼niej s³ysza³ je po raz pierwszy. – Przysz³am, by zawrzeæ z Tob± pakt, Romusie.
- Pakt? – spyta³ wampir bez nuty zainteresowania w g³osie, po czym siê wyprostowa³. Yori kiwnê³a g³ow±, po czym spowa¿nia³a i wbi³a swój wzrok w towarzysza.
- Od jak dawna jeste¶ wampirem?
- No proszê. My¶la³em, ¿e wiesz o mnie wszystko.
- Wiêkszo¶æ.
- 327 lat.
- Co wiesz o nas, ³owcach?
- Nawet tego nie wiesz?
- Nie posiadam wiedzy o twojej niewiedzy.
- Jeste¶cie lud¼mi, którym wszczepiono geny wilków. Prymitywni mogliby nazwaæ was wilko³akami, ale ja wiem, ¿e traktowanie was jak pó³-ludzi, pó³-wilków jest bardzo uproszczonym sposobem postêpowania. Jeste¶cie praktycznie nie¶miertelni. No i, rzecz jasna, polujecie na wampiry. Nie znam natomiast waszego stosunku do pó³-wampirów.
- A co wiesz o nich samych?
- Lito¶ci – Romus przewróci³ oczami. – Po co ci to wszystko wiedzieæ?
- Odpowiedz na pytanie – warknê³a dziewczyna.
- Istoty powsta³e ze zwi±zku cz³owieka z wampirem. G³ównie z u¶pionym wampirem, który dopiero po kilkudziesiêciu latach swojego ¿ycia zdaje sobie sprawê z tego, kim jest. Gdy to do niego dociera zazwyczaj pod±¿a za instynktem…
- Nie pyta³am Ciê o u¶pionych. Wróæ do pó³-wampirów.
- Posiadaj± niezwyk³e moce. Zazwyczaj s± to wyczulone zmys³y, umiejêtno¶æ odró¿niania wampirów i ³owców od zwyk³ych ludzi, niezwyk³a zwinno¶æ, szybko¶æ i tak dalej, jednak…
- Z pocz±tku nie s± zdolni do kontrolowania swoich mocy – przerwa³a mu blondynka. - Uruchamiaj± siê one w zale¿no¶ci od ró¿nych sytuacji i emocji. Strach, w¶ciek³o¶æ, chêæ mordu.
Na chwilê zapad³a cisza. Wampirowi niezbyt spieszy³o siê do dalszego odpowiadania na pytania, wiêc nie mia³ zamiaru jej przerywaæ. Sta³ w miejscu, obserwuj±c nieruchom± twarz Yoriko. W koñcu twarz siê poruszy³a i dziewczyna siê odezwa³a.
- Co by¶ zrobi³, by zapobiec panoszeniu siê i powstawaniu pó³-wampirów?
Pytanie zawis³o w powietrzu. Oczy wampira zab³ys³y. Spojrza³ badawczo na ³owczyniê, po czym rzek³ powoli i ostro¿nie:
- A sk±d wiesz, ¿e chcia³bym temu zapobiec?
Dziewczyna wzruszy³a ramionami.
- Wszystkie wampiry tak maj±. Z nielicznymi wyj±tkami, rzecz jasna, ale z tego, czego dowiedzia³am siê od ciebie, Romusie, wnioskujê, i¿ ty do wyj±tków nie nale¿ysz.
- Po czym tak s±dzisz?
- Po tonie, w jakim mówi³e¶ o tych stworzeniach, jak i po twoim wieku. ¯y³e¶ w czasach wojny miêdzy nimi a wami. To mi w zupe³no¶ci wystarczy³o, by poznaæ twój stosunek do nich.
Wampir roze¶mia³ siê d¼wiêcznie, ukazuj±c swoje k³y. Nie by³ to szczery ¶miech; na taki nie staæ nikogo, kto tyle ¿y³ na ¶wiecie wype³nionym zemst± i rz±dz± w³adzy. Ale ¶miech ten mówi³ sam za siebie.
- Dobry wybór – powiedzia³a raczej do siebie blondynka, po czym wyci±gnê³a srebrny nó¿ i uk³u³a siê nim w palec. Na opuszku momentalnie pojawi³a siê kropla czerwonej krwi. – S³ucham.

*
- Alex! - ciocia nawo³ywa³a ch³opaka ju¿ od piêciu minut. Lubi³a wymawiaæ jego imiê i okazywaæ tym samym swoj± mi³o¶æ do dziecka, które wcale do niej nie nale¿a³o. Czu³a wtedy rado¶æ, jak± czu³a równie¿ przy s³uchaniu, jak on wymawia jej imiê. S³owo Maria wypowiadane przez jego uroczy g³os brzmia³o cudownie. – Alex!
- Ju¿ idê! – us³ysza³a w koñcu z daleka.
- Dobrze, dobrze. – U¶miechnê³a siê pod nosem i wziê³a kosz z praniem. Ju¿ po chwili zdyszany osiemnastolatek stan±³ w drzwiach i opar³ siê o framugê.
- Padam z nóg – wydysza³.
- S³ysza³e¶…? – spyta³a ciocia powa¿nie, gdy tylko wpad³ do mieszkania. Ch³opak przez d³u¿sz± chwilê nie odpowiada³, po czym kiwn±³ g³ow± i mrukn±³ co¶ pod nosem. Maria popatrzy³a na niego z niepokojem. – I co o tym my¶lisz?
- Trzeba bêdzie siê rozejrzeæ – stwierdzi³ ch³opak najspokojniej, jak umia³, po czym wyszed³ z domu. Ruszy³ alej± Kobyliñskiego. Ulice by³y opustosza³e, ma³o kto o tej porze wychodzi³ poza bezpieczne drzwi swojego domostwa.
Szed³ powoli, rêce trzyma³ w kieszeniach, a twarz wtula³ w szalik. Krok po kroku zbli¿a³ siê do czarnej, starej bramy, która stanowi³a wej¶cie do zakazanego noc± miejsca. W koñcu dotar³. Przeszed³ przez ma³± furtkê znajduj±c± siê obok bramy, która na noc by³a zamykana. Spogl±daj±c przed siebie widzia³ ledwie widoczn± drogê miêdzy nagrobkami, prowadz±c± do kapliczki.
- Gdyby pali³o siê tu wiêcej zniczy, to miejsce wygl±da³oby magicznie – powiedzia³ cicho sam do siebie, po czym ruszy³ w stronê budowli.
Minê³o trochê czasu, nim jego wzrok przyzwyczai³ siê do wszechogarniaj±cego mroku. Gdy znalaz³ siê po ¶rodku drogi, bez wahania skrêci³ w lewo i, wymijaj±c groby, szed³ dalej przed siebie. Zanim zacznie szukaæ, musi za³atwiæ jeszcze jedn± sprawê.
Znajdowa³ przej¶cia miêdzy wszelkiego rodzaju p³ytami, kopcami i pomnikami, na wyczucie. Dawno tu nie by³, jednak niegdy¶ czêsto têdy chodzi³, by odwiedziæ grób. Jego ¶wietna pamiêæ nigdy go nie zawodzi³a. W koñcu znalaz³ siê przy marmurowym grobowcu, z piêknym, ¿elaznym krzy¿em, otoczonym czerwonymi kwiatami. Skupi³ siê najbardziej, jak umia³, podniós³ g³owê ku niebu i w my¶lach zacz±³ siê modliæ.
Nawet nie us³ysza³, gdy wybi³a jedenasta w nocy. Gdy dzwony ucich³y, jeszcze przez chwilê sta³ w skupieniu. Na koniec szepn±³ jedno s³owo.
- Matko… - cichy wyraz odbija³ siê echem po¶ród grobowców. Nawet huczenie sów i piski nietoperzy nie by³y w stanie go zag³uszyæ.
Nim odszed³ od grobu, przez moment wpatrywa³ siê w marmurowe p³yty, na których wyryte by³y czarne napisy, zatrzyma³ wzrok na d³u¿ej przy wyrazie Minera, po czym odwróci³ siê i ruszy³ przed siebie, rozgl±daj±c siê. Teraz móg³ zabraæ siê za poszukiwania.

*
Maria le¿a³a w ³ó¿ku przez ca³± noc, zaniepokojona. Za ka¿dym razem, gdy wiatr silniej zawy³, podrywa³a siê z ³ó¿ka z obaw±, ¿e móg³ byæ to ostatni podmuch, który on by us³ysza³, po czym k³ad³a siê z powrotem.
- Jest silny - powtarza³a sobie.
S³owa te, jakkolwiek mia³y byæ prawdziwe, dodawa³y jej otuchy. A tego w³a¶nie tej nocy by³o jej potrzeba.

*
Podmuch wiatru zaniós³ w jego stronê nowy, ¶wie¿y zapach. Gwa³townie odwróci³ siê w stronê, sk±d owa woñ przyby³a. Jego moc, chocia¿ raz w ¿yciu, go nie zawiod³a. Po jego ciele przeszed³ dreszcz, który by³ mieszank± strachu i podniecenia. Sta³ w miejscu i wyczulonym wzrokiem przygl±da³ siê ciemno¶ci, ku której mia³ zwrócony wzrok. Jego oczy przybra³y bordow± barwê.
- No proszê, proszê. Kogo my tu mamy? – Us³ysza³ s³owa dochodz±ce z oddali. Nie odpowiedzia³ na nie. Powoli ruszy³ przed siebie.
- Czujê ludzk± krew. – G³os nie przestawa³ mówiæ. Wypowiada³ s³owa powoli, wyra¼nie, jakby szydz±c z ch³opaka. – Ale wiem, ¿e normalnym cz³owiekiem to Ty nie jeste¶.
- To dobrze, ¿e siê rozumiemy, wampirze. – Alex u¶miechn±³ siê jeszcze szerzej, w dalszym ci±gu wêdruj±c ku g³osowi. – Ja wiem, kim Ty jeste¶, a Ty znasz moj± tajemnicê. I co teraz?
- Najpro¶ciej by³oby Ciê zabiæ. – Tajemniczy g³os s³ychaæ by³o coraz wyra¼niej, przybli¿a³ siê w tempie ludzkiego kroku.
- Te¿ tak my¶lê. Jednak tego nie zrobisz, mam racjê?
- To zale¿y od tego, po co¶ tu przylaz³.
- Porozmawiaæ – rzek³ ch³opak. Zatrzyma³ siê. Teraz sta³ twarz± w twarz ze swoim rozmówc±. Doszed³ w sam± porê. Zd±¿y³ zauwa¿yæ, jak wampir przewraca oczami, po czym ju¿ go nie by³o.
- Na rozmowê nie mam ochoty. – G³os wampira wydobywa³ siê dalej, tym razem gdzie¶ z przestrzeni znajduj±cej siê za nim. – Chcia³bym zbadaæ Twoje mo¿liwo¶ci.
- Nie krêpuj siê. – Bordowe oczy ch³opaka ca³y czas by³y zwrócone w miejsce, gdzie przed chwil± sta³ jego rozmówca.
- W takim razie mo¿e powiesz mi, co zrobiæ, ¿eby Twoja moc Ciê opu¶ci³a? By³oby mi o wiele ³atwiej.
- Nic z tego. Sam zreszt± nie mam co do tego pewno¶ci.
- Mhm - mrukn±³ wampir, po czym przemie¶ci³ siê w powietrzu i ponownie znalaz³ siê naprzeciwko Alexa, tym razem nie stan±³ na ziemi.
- Póki wiêc moja moc dzia³a, chcia³bym zadaæ Ci kilka pytañ.
- Nie krêpuj siê – wampir wyra¼nie siê bawi³, na¶laduj±c s³owa ch³opaka.
- Masz co¶ wspólnego z afer± sprzed dziesiêciu lat? – Alex nie waha³ siê. Natychmiast pozwoli³, ¿eby ciekawo¶æ przejê³a nad nim kontrolê i wypowiedzia³ pytanie, które gnêbi³o go od d³u¿szego czasu.
- Nie. – Wampir ponownie siê u¶miechn±³ i kolejny raz przemie¶ci³ siê w powietrzu. Praw± rêk± dotkn±³ kapelusza, znajduj±cego siê na jego g³owie i zasun±³ go bardziej na oczy.
- A znasz kogo¶, kto by³ przy tym?
- Zale¿y od tego, czy chodzi Ci o zwyk³ego przypadkowego ¶wiadka, czy mo¿e kogo¶ bardziej zwi±zanego ze spraw±… - Ch³opak zawaha³ siê na moment. Je¶li ¶wiadkiem tego by³ kto¶ niewinny, zwyk³y cz³owiek, dziecko, starzec, a mo¿e i nawet m³oda kobieta… Westchn±³.
- G³ównie o kogo¶ bardziej zwi±zanego ze spraw±.
- Mo¿e i znam, mo¿e i nie. Jednak, nawet gdybym chcia³ Ci pomóc, to nie móg³bym. Spytaj siê swojej matki.
M³ody mê¿czyzna zacisn±³ piê¶ci.
- Drwisz ze mnie, bawisz siê ze mn± w kotka i myszkê? – spyta³ dr¿±cym g³osem.
Zosta³ wyprowadzony z równowagi, zatrz±s³ siê, a jego oczy wróci³y do normy. Wampir u¶miechn±³ siê pod nosem, lecz Alex tego nie zauwa¿y³.
- Zabawa zacznie siê dopiero teraz – powiedzia³ jego rozmówca, po czym przelecia³ nad m³odym mê¿czyzn± i pojawi³ siê zaraz za nim.
- Czyli nie odpowiesz mi na ¿adne pytanie – stwierdzi³ gorzko ch³opak, odwracaj±c siê przodem do wampira.
- Oczywi¶cie, ¿e nie. Nie ma takiej potrzeby. Skoro Twoja moc ju¿ Ciê opu¶ci³a, nic mi nie zrobisz.
- A masz zamiar mnie zabiæ? – zapyta³ Alex najnormalniejszym tonem, na jaki by³o go w takiej sytuacji staæ.
Nie doczeka³ siê odpowiedzi. Wampir powoli opad³ na ziemiê i wolnym krokiem zacz±³ podchodziæ do ch³opaka. Ten stara³ siê zachowaæ spokój. Rozejrza³ siê dooko³a, po czym ruszy³ biegiem w bok. Stary cmentarz by³ du¿y i bardzo pomocny komu¶, kto zna³ jego sekrety. W³a¶nie temu zaufa³ m³ody mê¿czyzna i, niewiele my¶l±c, postanowi³ najzwyczajniej w ¶wiecie uciec.

*
- Nie uciekniesz mi – wyszepta³a kobieta, u¶miechaj±c siê.
- Nie z³apiesz mnie! – krzycza³ ch³opak, biegn±c przed siebie.
Wiedzia³, ¿e na cmentarzu nie powinno siê bawiæ, ale nie móg³ siê opanowaæ. Ucieka³ przed ni±, ile si³ w nogach, a jego o¶mioletnie cia³o, choæ coraz bardziej zmêczone, nie dawa³o za wygran±. Z rado¶ci±, ca³y zdyszany, wpad³ do kapliczki i podszed³ do o³tarza, prze¿egna³ siê, po czym schowa³ za jedn± z ³awek.
- Nie znajdziesz mnie tu – mrukn±³ pod nosem, po czym u¶miechn±³ siê i czeka³, a¿ bliska mu osoba przyjdzie za nim i zacznie go szukaæ.

*
Alex otrz±sn±³ siê ze wspomnieñ i bieg³ dalej. Po chwili znalaz³ siê przy kaplicy. Drzwi by³y zamkniête, klamki otoczone ³añcuchem. K³ódka by³a stara, a klucz do niej pewnie ju¿ nawet nie istnia³. Ch³opak wiedzia³, ¿e, gdyby siê postara³, móg³by rozwaliæ ³añcuch, ale nie mia³ na to czasu. Otoczy³ budynek, znalaz³ ma³e okienko i wskoczy³ na parapet. Ze zdziwieniem spostrzeg³, ¿e szyba by³a wybita. Wskoczy³ do wnêtrza kaplicy. Twardo wyl±dowa³ na kamiennej posadzce.
- To miejsce… - wyszepta³ zszokowany i powolnym krokiem ruszy³ przed siebie, rozgl±daj±c siê w ko³o. Kaplica wygl±da³a… normalnie. Nic nie wskazywa³o na to, ¿e od dziesiêciu lat by³a nieu¿ywana. Obrus na o³tarzu by³ bia³y i ca³kiem ¶wie¿y, w powietrzu nie da³o siê wyczuæ kurzu, wszystkie kwiaty pachnia³y, nigdzie te¿ nie dostrzeg³ pajêczyny. – Co, do…?
- Zdziwiony? – Us³ysza³ g³os wampira, dochodz±cy z góry. – Chcesz mo¿e zobaczyæ co¶ ciekawszego?
- My¶lisz, ¿e dam siê wci±gn±æ w jak±¶ Twoj± pu³apkê?
- Twoja strata – prychn±³ wampir. – Dam Ci czas na zastanowienie siê – doda³ po chwili, po czym przysiad³ na jednym z parapetów okien witra¿owych. Ch³opak nie zwróci³ wiêkszej uwagi na jego s³owa. Stan±³ w miejscu i zacz±³ rozgl±daæ siê dooko³a, intensywnie my¶l±c.
Jego uwagê przyku³y plamy krwi na pod³o¿u. Zbada³ tê gêst± ciecz, po czym ruszy³ w stronê drzwi, do których czerwone ¶lady prowadzi³y. Szarpn±³ w po¶piechu za klamkê, urywaj±c j± tym samym. Rozdra¿niony wywa¿y³ drzwi, za którymi ukryte by³y schody, nie ¶wiadom tego, ¿e wampir przygl±da mu siê z ciekawo¶ci±. Gdy tylko drzwi wyl±dowa³y na schodkach, wszystkie znicze i lampy zgas³y. Ciemna postaæ zaczê³a siê zbli¿aæ schodami w jego stronê. Stan±³ jak wryty, gdy poczu³ rz±dzê krwi bij±c± od nieznajomego osobnika. Otrz±sn±³ siê i pocz±³ siê cofaæ nerwowym krokiem, macaj±c po ciemku przestrzeñ znajduj±c± siê za nim. Szuka³ czegokolwiek, co mog³oby byæ jego desk± ratunku.
Obok wampira siedz±cego na parapecie przycupnê³a dziewczyna o blond w³osach i za³o¿y³a nogê na nogê.
Alex ani na chwilê nie spuszcza³ wzroku z napastnika. Przez ca³y ten czas, gdy stara³ siê unikn±æ tego, co nieuniknione, spogl±da³ w blad± twarz, o czarnych oczach i lodowatym u¶miechu.
- Nie masz siê, co trudziæ – zasycza³a postaæ. – Mnie siê nie da oszukaæ, a tym bardziej pokonaæ.
- Nie wierzê ci - wyj±ka³ ch³opak i zacz±³ siê cofaæ nieco szybciej. Liczy³ w g³owie kroki, gdy¿ zna³ uk³ad kapliczki na pamiêæ. Wiele razy w dzieciñstwie przemierza³ jej wszystkie zakamarki, by znale¼æ stosowne ukrycie przy zabawie w chowanego. Wiedzia³, ¿e ju¿ nied³ugo powinien natrafiæ na kredens.
- A niech ciê szlag! – krzykn±³ w pewnym momencie Alex i odwróci³ siê gwa³townie.
Wskoczy³ na kredens, po czym przyspieszy³ znacznie, biegn±c po nim. „Jeszcze parê kroków…” – my¶la³. Rozpêdzi³ siê i wybi³, d±¿±c do jasnego kwadratu na tle ciemnej ¶ciany. Niestety – nie przewidzia³, ¿e okno, do którego tak mu by³o spieszno, mog³o byæ zamkniête. Uderzy³ o nie, przy towarzysz±cym temu d¼wiêku t³uczonego szk³a, po czym wywin±³ fiko³ka i znalaz³ siê z powrotem na kredensie. Le¿a³ tam, ca³y zakrwawiony, z od³amkami szk³a w ciele. Bola³o.
- Psia krew… - warkn±³. Jego moce zazwyczaj go zawodzi³y i robi³y wszystko dok³adnie na odwrót, ni¿ oczekiwa³. Tak by³o i w tym przypadku – po uderzeniu w szybê wys³a³y go nie tam, gdzie chcia³ siê znale¼æ. Wyl±dowa³ na twardym kredensie, dok³adnie obok tajemniczej istoty.
- Wspomnia³e¶ co¶ o krwi? – odezwa³ siê nagle napastnik.
- A niech ciê szlag! – powtórzy³ i spojrza³ w stronê ciemnej postaci.
Nagle jego ¼renice poszerzy³y siê w nadmiernym zdziwieniu, a serce, mimo, i¿ by³o ju¿ na wyczerpaniu, zabi³o mocniej. W s³upie ¶wiat³a, który przebija³ siê przez kwadrat w ¶cianie móg³ dok³adniej przyjrzeæ siê swojemu przeciwnikowi. To, co ujrza³, zupe³nie mu siê nie podoba³o.
- Wiedzia³em, ¿e co¶ jest nie tak z Twoim g³osem – wyszepta³.
- Tak? A co z nim nie jest w porz±dku?
- Jest zbyt piêkny, jak na zwyk³ego wampira.
- Uhm. – Tajemniczy osobnik u¶miechn±³ siê, pokazuj±c swoje k³y. – Czy¿by¶ dopiero zauwa¿y³, ¿e masz do czynienia z kobiet±?
- Mo¿na to tak uj±æ… - rzek³ Alex i zamkn±³ oczy. – Jak to mo¿liwe, ¿e pokona³a mnie wampirzyca?
- Nie jestem zwyk³± wampirzyc±. Wiedz, marna osobo, ¿e istota, przed któr± ucieka³e¶ te kilka minut, wywodzi siê ze szlachetnego rodu, a na imiê jej Minera.
To by³y ostatnie s³owa, jakie us³ysza³. Ju¿ po chwili poczu³, ¿e jego serce i têtno zaczynaj± s³abn±æ. Minera. – Echo s³ów obija³o siê o ¶ciany. – Minera…

*
- Wiesz, szkoda mi go trochê – rzek³a blond dziewczyna, przekrêcaj±c lekko g³owê na bok. – Wiem, ¿e to w ramach paktu, ale…
- Mi nie – stwierdzi³ spokojnie wampir w kapeluszu, siedz±cy obok niej na parapecie jednego z witra¿owych okien kapliczki.


Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ninaziz
Kathulhu


Do³±czy³: 21 Cze 2007
Posty: 238
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 16 razy
Ostrze¿eñ: 0/5

PostWys³any: Nie 22:03, 23 Sty 2011    Temat postu:

£ukasz Brudnicki

Cytat:

"Historia jednego wilka"

W jasn±, o¶wietlon± blaskiem ksiê¿ycowego ¶wiat³a noc, na ¶rodku trawiastego pola pod grodem P³ock sta³ pojedynczy namiot. Wiatr d±³, ¶wista³ w zielonych ¼d¼b³ach wygrywaj±c niekiedy fantastyczne melodie i furkocz±c lu¼nymi po³aciami skóry z namiotu, których nie przyciska³y do gruntu ¶ledzie.
Chmura zas³oni³a tarczê Wiecznego K³amcy odbieraj±c nocy nawet te nik³e promyki ¶wiat³a. Zapad³ nieprzenikniony mrok, w którym co jaki¶ czas miga³o ¶wiat³o z wnêtrza namiotu bujanego przez hulaj±cy wiatr. Zaciekawiona tajemniczym sygna³em ¶wietlnym i d¼wiêkiem wydawanym przez tr±cy, szorstki materia³, jaszczurka podesz³a nieco bli¿ej, my¶l±c prawdopodobnie, ¿e to jakie¶ oczko wodno, z którego mog³aby siê napiæ.
Gad drepta³ powoli, ostro¿nie przemykaj±c miêdzy chwastami i kolcami napotykanych po drodze ro¶linek. Stara³ siê byæ niewidoczny. Instynkt drapie¿cy i ofiary zarazem kaza³ mu pozostawaæ niezauwa¿onym do samego koñca. Nerwowymi ruchami rozszczepionego jêzyka wêszy³ i wykry³ zapach którego siê obawia³, a który jednocze¶nie dziwnie go nurtowa³ i poci±ga³ do siebie jak±¶ tajemnicz± si³±- zapach cz³owieka.
Z³ote ¶lepia zbli¿a³y siê, a pionowe ¼renice porusza³y siê chaotycznie obserwuj±c obszar dooko³a zwierzêcia. Krok po kroku, wbijaj±c czarne szpony wbija³y siê w piaszczysty grunt, przygotowany specjalnie na obozowisko pod namiotem. Czerwonawe ³uski tar³y po drobinkach piasku wydaj±c nies³yszalny dla cz³owieka d¼wiêk.
Owym cz³owiekiem by³ barczysty mê¿czyzna, o kruczoczarnych w³osach sp³ywaj±cych mu do ³opatek. Miê¶nie rze¼bi³y jego sylwetkê, tak jakby by³ jakim¶ pó³bo¿kiem lub nawet mitycznym tytanem, dawnym wrogiem wszystkich bogów. Twarz tego, mog³o siê zdawaæ, nie¶miertelnego by³a ogorza³a i pokryta posiwia³ym nieco zarostem. Krzaczaste brwi oddziela³y poprzecinane poziomymi zmarszczkami czo³o od zamkniêtych teraz oczu. Cz³owiek ten klêcza³ z nagim torsem, opieraj±c ciê¿ar cia³a na ty³ku opartym o stopy. D³onie mia³ z³±czone tu¿ nad udami, a przed kolanami le¿a³ jego pó³tora-rêczny miecz, ca³y pokryty tajemniczymi runami, które odczytaæ mogli bardzo nieliczni, gdy¿ jêzyk w którym je wyryto zosta³ zapomniany, a w³a¶ciwie to zakazany. Zimna stal kontrastowa³a z krwi¶cie czerwonym ¶wiat³em pochodni, który odbija³ siê od wypolerowanej klingi.
Poro¶niêta krêconymi w³osami pier¶ unios³a siê, gdy p³uca wype³nia³o tlen, a powietrze przeszed³ nag³y, g³o¶ny syk. Jaszczur zamar³ w miejscu przestraszony na tyle by móc zwiewaæ, lecz odci±gany od tego pomys³u przez pchaj±c± go naprzód ciekawo¶æ. Na lewym przedramieniu mê¿czyzny widnia³ gigantyczny tatua¿ wê¿a, wij±cego siê dooko³a ca³ej rêki, od bicepsu, a¿ po nadgarstek. £eb bestii znajdowa³ siê ju¿ na d³oni, a jej oczy z³ote, lodowato zimne, lecz zawieraj±ce jaki¶ niebezpieczny przekaz utkwione by³y w bezkresn± przestrzeñ. Ca³y rysunek by³ tak misternie wykonany, ¿e czarnawe ³uski wydawa³y siê naprawdê ocieraæ o siebie, a skrêcona w spiralny kszta³t ¿mija gotowa do ataku w ka¿dej chwili.
Nagle, niespodziewanie tatua¿ jakby oderwa³ siê od skóry, tak jakby gad naprawdê o¿y³ i nabra³ potrzebnego trzeciego wymiaru, szybko staj±c siê masywnym i zabójczo gro¼nym drapie¿nikiem, lecz postaæ zwierzêcia by³a pó³przezroczysta, tak jakby by³a tylko pó³cieniem. Z³ote ¶lepia wê¿a utkwi³y w cia³o jaszczurki, które wydawa³o siê byæ sparali¿owanym, zahipnotyzowanym i niezdolnym do jakiegokolwiek ruchu.
Ró¿owy, rozszczepiony w kszta³t litery „Y” jêzyk wychyli³ siê na u³amek sekundy z pyska ¿mii, po czym us³yszeæ da³ siê jaki¶ niezidentyfikowany, sycz±cy g³os.
-Mmm… Mamy tu ma³ego intruza. Dobrze sssiê sssk³ada, bo dawno nie jad³em niczego ¿ywego. Zapominasz o zassssadach naszego kontraktu.
Zjawa mignê³a, szybka niczym b³yskawica, dopadaj±c wystawionymi zêbami jadowymi do cia³a czerwonej jaszczurki, lecz nie zjad³a jej. Wygl±da³o to tak, jakby wyci±ga³a z gada jego duszê lub co¶ innego, po¿eraj±c tylko metafizyczne spectrum szkar³atnego „pêdraka”.
Mê¿czyzna otworzy³ leniwie oczy i zimnymi têczówkami, których barwa by³a jeszcze ch³odniejsza ni¿ ich wyraz, bowiem by³y bia³e niczym ¶nieg, a jedynie czarna obwódka têczówki odgradza³a czê¶ci oka pozwalaj±c je odró¿niæ, spojrza³ na karmi±c± siê ¿mijê. Ta za¶ zapamiêta³a w swej czynno¶ci zaczê³a siê hipnotycznie ko³ysaæ i co jaki¶ unosiæ ³eb opêtana radosnym sza³em wêszy³a wokó³, czy nie by³oby jeszcze jakiego¶ smacznego k±ska, co jaki¶ czas spozieraj±c na samego nosiciela tatua¿u.
-Nawet o tym nie my¶l. Znasz uk³ad. Nied³ugo siê po¿ywisz, tak ¿e nawet ty bêdziesz mia³ dosyæ. Zbli¿a siê bitwa i bêdê potrzebowa³ twojej pomocy. To bêdzie dzieñ próby i je¶li bogowie jednak istniej±, bêdzie to mój ostatni dzieñ.- mê¿czyzna spiorunowa³ lodowatym tonem swego g³osu rozochocon± bestiê.
Czarny drapie¿nik rozchyli³ pysk i wystawiaj±c na zewn±trz jêzyk wydawa³ siê rechotaæ i szydziæ ze wszystkich stanowczych s³ów cz³owieka. Zbli¿y³ siê do zas³oniêtego smolistymi w³osami ucha ¶miertelnika i sycz±cym g³osem odpar³, a w tym tajemniczym, sztucznym g³osie brzmia³a nutka drwiny i k±¶liwo¶ci.
-Tytusie nigdy siê nie uwolnisz od naszego uk³adu. Twój dar i przekleñstwo bêd± trwa³y tak d³ugo jak sobie tego za¿yczê, bo z nikim jeszcze tak dobrze mi siê nie ¿y³o jak z Toba. Porzuæ nadziejê pok³adan± w bogach. Ci g³upcy ju¿ dawno odwrócili siê od waszego gatunku, pogr±¿aj±c siê w samo zachwyceniu. Przegapili ¶wietn± szansê, której ja nie ominê. ¦miertelne dusze s± bowiem najdoskonalszym przysmakiem, który pozwoli mi wreszcie kiedy¶ skosztowaæ raz jeszcze nie¶miertelnego. Porzuæ nadziejê cz³owieku i chwyæ miecz, bo to on nale¿y do ciebie, do mnie za¶¶¶…
Podmuch wiatru wdar³ siê do ¶rodka nios±c ze sob± zapach nocnych ³±k, a wraz z ciep³awym podmuchem zniknê³a zjawa. W±¿ by³ ju¿ tylko i wy³±cznie na ramieniu, w postaci niesamowicie realistycznego tatua¿u. Jedynie z³ote ¶lepia zdawa³y siê jeszcze poruszaæ na zaci¶niêtej w gniewie mêskiej d³oni.

Kilka godzin pó¼niej, o ¶wicie…

S³oneczna tarcza leniwie wychyla³a swe z³ote, dostojne oblicze ponad liniê horyzontu. Czerwieñ Wielkiego Bóstwa przywodzi³a na my¶l stare legendy, w których sk±pani w szkar³at s³onecznych promieni i zalani ¶wie¿± krwi± swych przeciwników dzielni S³owianie wycinali sobie drogê do zwyciêstwa wdzieraj±c siê swymi toporami w szyki nieprzyjaciela.
Teraz równie¿ S³owiañskie dzieci chcia³y przypomnieæ ¶wiatu o chwale swych dziadów i pradziadów. Stanê³a setka mê¿czyzn, odzianych jedynie w lekkie skórzane zbroje. Nielicznie tylko przerzucili przez siebie kolczugi- to ci którzy wiedzieli, i¿ wychowano ich w k³amstwie, i¿ od mê¿nej piersi miecz odbija siê nie czyni±c krzywdy. Ci w³a¶nie byli weteranami wielu bitew, pokryci bliznami, o przygas³ych oczach, w których wszystko wydawa³o siê mniej piêkne. To w³a¶nie z cz³owiekiem czyni wojna- niszczy go i niszczy piêkno ¶wiata, tak ¿e ju¿ nic nigdy nie jest takie samo.
Po drugiej stronie zroszonej polany sta³ tylko jeden m±¿, jeden jedyny wojak, z wilczym futrem na³o¿onym na skórê, na to za¶ zaci±gniêt± mia³ kolczugê, wykonan± starannie, z oczek tak drobnych, i¿ mog³o siê zdawaæ, i¿ jest to jaka¶ tkanina, a nie zbroja z litej stali. Muskularne ramiê dzier¿y³o pó³tora-rêczny miecz, z kling± pokryt± runami, opieraj±cy siê o bark. Wypolerowana stal jarzy³a siê krwistym szkar³atem odbijanych promieni s³onecznych. Czarny rozwiany w³os trzepota³ na wietrze wygrywaj±cym melodie na ¼d¼b³ach trawy i koronach drzew.
¯aden ze S³owian nie mia³ w swym sercu lêku, ¿aden nie spu¶ci³ wzroku, choæ wiedzieli z kim maj± walczyæ, choæ wiedzieli, ¿e wielu z nich zginie. Musieli stan±æ, bronili swoich kobiet, dzieci, swojego P³ocka. Ruszyli dok³adnie tak jak przodkowie, z rykiem wydzieraj±cym siê z ich potê¿nych garde³, takim który sprawi³by, i¿ nie jeden oddzia³ odst±pi³by jeszcze przed bitw±, jeszcze przed pierwszym skrzy¿owaniem siê mieczy. Jednak nie tym razem, teraz walczyli z jednym jedynym cz³owiekiem, który wiedzia³, ¿e nikt go nie wesprze w odwrocie, który wiedzia³, ¿e albo zginie, albo zabije ich wszystkich. Oddzia³ opiera³ sw± nadziejê na zwyciêstwo na starym porzekadle: „Jak jest wrogów kupa i Herkules dupa”. Mityczny bohater jednak lêka³ siê ¶mierci. Ich wróg by³ inny, pragn±³ jej, ka¿d± cz±stk± cia³a prosi³, b³aga³ o ¶mieræ innych lub swoj±. Nie by³o nic co mog³oby go powstrzymaæ.
Wreszcie i on siê ruszy³. Zdj±³ z barku potê¿ne ostrze i ruszy³. Wolniutko, spacerkiem, tak jakby udawa³ siê na przechadzkê z przyjació³mi, a nie na ¶mierteln± bataliê z setk± mê¿czyzn. Miarowo jednak przyspiesza³ wraz ze skracaj±cym siê dystansem. Gdy tylko zbli¿y³ siê do nich na piêæ metrów i widzia³ dok³adnie ¿ywe, b³yszcz±ce oczy, twarze z których krew ju¿ zesz³a, gotowych na ¶mieræ, a mimo to pr±cych do przodu jak w jakim¶ narkotycznym uniesieniu, dopiero wtedy ruszy³ w swój s³ynny „taniec”. Trzy potê¿ne halabardy wysunê³y siê w jego stronê, tak jakby chcieli nadziaæ na nie jakie¶ rozw¶cieczone, za¶lepione zwierze. On leniwym zdawa³oby siê ruchem odtr±ci³ dwie woln± rêk± na bok, trzeciej unikaj±c krokiem w bok, po czym ci±³ mocno, zdecydowanie, na wysoko¶ci szyi, wiedz±c, ¿e co ni¿szym rozp³ata czaszki, a wy¿szym przetnie krêgos³upy, ucinaj±c g³owy. Wierzy³ w swój orê¿, choæ wiara mo¿e nie byæ najlepszym s³owem- nienawidzi³ go za jego doskona³o¶æ, za to, ¿e nie by³o materii, której nie by³by w stanie przeci±æ, wiêc czym¿e by³o kilka centymetrów przedniego miêsa i twardej jak g³az ska³y.
Dwie i pó³ g³owy uderzy³y z g³uchym hukiem o ziemiê, te pó³, gdy¿ jeden ze ¶mia³ków stara³ siê uchyliæ i klinga przesz³a przez jego czaszkê na wysoko¶ci skroni. Nic nie mog³o powstrzymaæ szerz±cej siê rzezi. Strach zago¶ci³ we wszystkich mê¿czyznach sercach. Upaækany w lepkiej, têtniczej krwi m±¿, odziany jedynie w kolczugê i wilcz± skórê, w którego d³oni widnia³ b³yszcz±cy karminem miecz, pokryty posok± w równym stopniu co dzier¿yciel, sta³ teraz jakby sam wewn±trz wielkiego t³umu. Kr±g s³owiañskich ostrzy zamkn±³ siê, a pier¶cieñ zdawa³ siê zacie¶niaæ z ka¿d± sekund±, lecz nikt nie ¶mia³ wystawiæ siê przed szereg jako pierwszy. Ciemno, ogorza³a gêba Tytusa wykrzywi³a siê w szaleñczym u¶miechu, po czym rzek³ ¶miej±c siê gard³owo:
-Co jest panienki? ¯aden z was nie ma na tyle odwagi by stan±æ ze mn± w szranki? Dalej, zdejmij¿e chocia¿ jeden spódnice i za³ó¿ mêskie spodnie, a jak nie to szorowaæ i pucowaæ gary w cha³upach, gdzie wasze miejsce. Wojowanie to rzecz mêska. Tchórz siê do takiej na nic nie zda.
Parskn±³ ¶miechem i pewien swego wbi³ sztych miecza w ziemiê i opar³ siê o g³owicê. Sta³ tak niczym jaki¶ model, jak tytan z greckiego, antycznego pos±gu i nikt nie ¶mia³ wyst±piæ. Choæ wydawa³ siê teraz bezbronny, to nawet o cal nie drgn±³ ¿aden z obroñców grodu, prawie ¿aden…
Gdzie¶ z ty³u mo¿na by³o s³yszeæ szum i gwar, jaki¶ dziwny, wysoki g³osik przebija³ siê przez t³umy zbli¿aj±c powoli. Naje¼d¼ca u¶miechn±³ siê pod nosem, kontent z tego, ¿e utar³ nosa wszystkich wojaczkom, lecz równie¿ z tego, ¿e zaraz przyjdzie do bitki z jednym odwa¿niakiem. Z pier¶cienia wynurzy³ siê m³odzieniec, góra szesnastoletni, gdy¿ zarost jeszcze nie pokry³ jego g³adkiej, niemowlêcej prawie bu¼ki, pier¶ choæ i tak potê¿na, to nie nosi³a jednak cech charakterystycznych dla doros³ego mê¿czyzny, a piskliwy g³osik zawdziêcza³ niezakoñczonej jeszcze mutacji.
On samo jeden podszed³ do Tytusa, w rêku maj±c jedynie bu³awê z nieco rozro¶niêt± g³owic± i zamachn±³ siê potê¿nie, mierz±c z góry, na g³owê. Biedak nie zna³ siê jeszcze na wojaczce zbytnio, bo choæ krzepy odmówiæ mu nikt nie móg³, to da³ siê m³odzian z³apaæ na bardzo star± sztuczkê. M±¿ „o d³oni wê¿a”, jak czêsto go nazywano, obróci³ siê b³yskawicznie przez ramiê, unikaj±c ciosu pó³mrokiem w jedn± stronê i ze skrêconych bioder i ramion wyszarpn±³ miecz z ziemi zadaj±c straszliwe, szerokie ciêcie. Stal przesz³a przez bok, mijaj±c ¿ebra, potem krêgos³up i drugi bok, wychodz±c brzuchem. Dwa kawa³y ludzkiego miêsa spad³y na zakrwawion± ju¿ glebê, jeden z g³ow± i ramionami, drugi z pasem i nogami.
Wielka wrzawa wznios³a siê po¶ród mê¿czyzn, gdy¿ ten który poleg³, by³ nikim innym, jak synem grododzier¿cy P³ocka. Wszyscy na raz, jak na komendê milczenia, choæ bardziej pasowa³o by tu, na komendê krzyku tak dzikiego, ¿e bestie z okolic pierzch³y i zaszywa³y siê g³êbiej w swych norach, wszyscy na raz chwycili mocniej swe dzidy, miecze i halabardy i wbili je w Tytusa. Nie mia³ szansy na ucieczkê, kr±g by³ zamkniêty, a dziesi±tki ostrzy przebi³y kolczugê, przebijaj±c czasem na wylot cia³o, po drodze niszcz±c doszczêtnie organy wewnêtrzne. Stali tak sapi±c i dysz±c ze w¶ciek³o¶ci i ze strachu, bo w³a¶nie zabili tego, którego ponoæ zabiæ siê nie da³o. Ju¿ zaczêli wypuszczaæ z d³oni drzewce, gdy truch³o siê poruszy³o. Pó³tora-rêczny miecz wzniós³ siê w górê i zatoczy³ ko³o ¶cinaj±c g³owy, podrzynaj±c gard³a i przecinaj±c têtnice szyjne. Ca³a grupa obroñców odskoczy³a z ob³êdem w oczach. Oto sta³ przed nimi cz³owiek dziurawy jak sito, z którego wnêtrza ci±gle wystawa³a zaostrzona stal i drzewce, a w jego d³oni ostrze ze ¶wie¿±, ciep³± jeszcze krwi±.
Usta mê¿czyzny otworzy³y siê wypuszczaj±c strugi krwi, po czym zacz±³ mówiæ, nieco przyduszenie i bulgocz±co, gdy¿ posoka zalewa³a mu p³uca, lecz zrozumiale.
-Zginiecie psy, mnie siê zabiæ nie da. ¯aden ¶miertelny m±¿ nie mo¿e mnie zabiæ. Kosztowa³o mnie to pó³ przeklêtej mojej duszy i tyle ile zdo³am zebraæ z moj± przyjació³k±.- tu wskaza³ oczyma na swój orê¿, po czym za¶mia³ siê straszliwie.
Rechocz±c demonicznie zakrztusi³ siê i wyrzyga³ krew zmieszan± z resztkami rozszarpanego ¿o³±dka. W oczach nagle mu pociemnia³o, oddech sta³ siê nierówny, a w g³owie zaczê³o mu wirowaæ. By³oby to normalnym dla kogo¶, kto wygl±da³ jak kawa³ miêsa, w który powtykano nieco zbyt wiele ro¿nów, lecz nie on, on siê dziwi³, on tego nie rozumia³. Ten, który mia³ byæ nie¶miertelnym zachwia³ siê i ujrza³ cieñ stoj±cej tu¿ za jego plecami kostuchy. Bujn±³ siê w jedn± stronê, potem w drug±, balansuj±c na zgiêtych w kolanach nogach. Wreszcie run±³, a w trakcie zbyt d³ugiego „lotu” przez g³owê przemknê³a mu jedna my¶l.
*Co jest *****?*
Gruchn±³ w ziemiê…

Nagle otworzy³ swe piwne oczy. By³ w namiocie, w ¶rodku ksiê¿ycowej nocy, klêcza³ z nagim torsem przed swym mieczem, którego g³ownia by³a ca³a pokryta runami, a pó³przezroczysta ¿mija unosi³a siê z jego ramienia, a co gorsza mówi³a.
-… do mnie za¶¶¶ nale¿y twoja dusza, a przynajmniej jej czê¶æ.
Tym razem ¿aden wiatr nie dmuchn±³, nic nie rozwia³o paskudnej, gadziej postaci demona-paso¿yta. To co widzia³ Tytus by³o przysz³o¶ci±, tajemnicz± wizj±, której do¶wiadczy³ dziêki d³ugiej medytacji, u³o¿eniu konstelacji gwiazd, pe³ni ksiê¿yca oraz dziêki temu najwa¿niejszemu- szczê¶ciu. Twarz mê¿czyzny sta³a siê jeszcze bardziej pochmurna ni¿ zazwyczaj, czo³o zmarszczy³o siê, rysy sta³y siê ostre, oczy patrzy³y spode ³ba nawet na to co by³o nisko, nawet na najbardziej przyziemne kreatury.
Wielka, potê¿na d³oñ, na której widaæ by³o z±b czasu i wp³yw ciê¿kiej pracy ze stal±, siêgnê³a po miecz, zaciskaj±c siê na rzemiennym oplocie. Klinga obracana przez wprawne palce i wyrobiony nadgarstek zmieni³a pozycjê tañcz±c praktycznie, odbijaj±c ¶wiat³o bledn±cej latarni. Sztych dotkn±³ poro¶niêtego, twardym jak szczecina, zarostem, gard³a wojownika, a z wykrzywionych od gniewu ust wydoby³ siê d¼wiêk mê¿czyzny dawnych czasów- niski, basowy, g³êboki i silny jak dzwon.
-Mog³e¶ wydrzeæ mi kawa³ duszy, lecz teraz pora, bym odebra³ to co ci±gle nale¿y do mnie. Zdechniesz z g³odu pijawo, zginiesz razem ze mn±! Sam poda³e¶ mi orê¿, który mo¿e mnie zabiæ!
Silne, zdecydowane pchniêcie i stal przebi³a gard³o, krtañ, a nawet rdzeñ krêgowy, wychodz±c karkiem. Strugi karminowej krwi sp³ynê³y po powierzchni ostrza wype³niaj±c lepk± ciecz± wszystkie runy, które zaczê³y siê jarzyæ tajemniczym, fioletowym ¶wiat³em. ¦wiadomo¶ci i si³ mê¿czy¼nie starczy³o na tyle, by wyszarpn±æ orê¿ ze swego cia³a. Potem pad³ na bok, brocz±c krwi± piach wokó³ siebie. Blask w jego bezdennych oczach gas³, a wraz z nim znika³ przepiêkny tatua¿ ¿mii oplataj±cej lewe przedramiê legendarnego wojownika. Jedno ostatnie westchnienie, jeden agonalny oddech i znieruchomia³. Pier¶ zapad³a siê, miê¶nie siê rozlu¼ni³y, a oczy sta³y siê blade jak twarz kochanka nakrytego przez wracaj±cego przedwcze¶nie mê¿a m³ynarki.
Runy na mieczu ¶wieci³y siê roz¶wietlaj±c wnêtrze namiotu. Ten kto zna³by mowê, w której zosta³a zapisana m±dro¶æ z g³owicy owego pradawnego orê¿a móg³by odczytaæ krótki, runiczny zapis.
„Siej±cy ¶mieræ musi byæ gotów zebraæ ¿niwo równie¿ ze swojego pola”


Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ninaziz
Kathulhu


Do³±czy³: 21 Cze 2007
Posty: 238
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 16 razy
Ostrze¿eñ: 0/5

PostWys³any: Nie 22:14, 23 Sty 2011    Temat postu:

And last, but not least

Ania15
Cytat:

Katedralnie

– Jeszcze tylko kilka sekund, moja droga i ¶wiat legnie mi u stóp! - Hans Goetler wybuch³ demonicznym ¶miechem – Nikt, nawet sam Hitler, nie mo¿e siê spodziewaæ cudu, do jakiego dojdzie w podziemiach tej katedry! Tak, Mario! Stanê siê przywódc± nowego porz±dku! Nowego ¶wiata! Mojego ¶wiata!
Marysia nie podziela³a entuzjazmu Hansa Goetlera. Nie podoba³ jej siê tak¿e sposób, w jaki wtargn±³ ze swoim prywatnym, nazistowskim wojskiem do jej mieszkania, oferuj±c mo¿liwo¶æ badania krypt pod p³ock± katedr±. Fakt, ¿e zosta³a zmuszona do wspó³pracy pod gro¼b± ¶mierci te¿ mo¿e mieæ wp³yw na potworn± ilo¶æ negatywnych epitetów, jakich u¿ywa³a do okre¶lenia Niemca i jego ludzi.
– Pieprz siê Hans! – syknê³a – Nikt do tej pory nie znalaz³ liny, na której powiesi³ siê Judasz. To bajka. Nie ma ¿adnych dokumentów, potwierdzaj±cych istnienie tego szatañskiego artefaktu!
– G³upia, s³owiañska kobieto! - Goetler nie przestawa³ siê z³owrogo ¶miaæ, co powoli zaczyna³o irytowaæ jego ludzi – To sk±d twój ojciec mia³ zapiski o linie? Tak, tak! Nie rób takiej zdziwionej miny! Dobrze wiesz o prezencie, jaki dali Krzy¿acy Konradowi Mazowieckiemu w zamian za mo¿liwo¶æ osiedlenia siê na tych ziemiach! Mnie nie oszukasz!
– Nie oszukam... - przytaknê³a Marysia
– Tak! Wiem tak¿e o waszym bractwie!
– Nic siê przed tob± nie ukryje, Hans...
– Ha! My¶la³a¶ sobie, ¿e bêdziesz ukrywa³a tajemnicê tej niszczycielskiej broni, któr± wieki temu odebrali¶cie Konradowi Mazowieckiemu i ukryli¶cie przed ¶wiatem w jakim¶ ko¶ciele? Nie spodziewa³a¶ siê jednak elity intelektualnej Trzeciej Rzeszy! Zbagatelizowa³a¶ mnie i teraz musisz siê pogodziæ z pora¿k±! Widzisz! Wystarczy³o nie odrzucaæ moich o¶wiadczyn, a dzi¶ mog³aby¶ zostaæ pani± ¶wiata, rz±dz±c tymi wszystkim podlud¼mi przy moim boku!
Hans Goetler by³ bardzo podekscytowany i Marysia nie zamierza³a siê wtr±caæ do jego patetycznego wywodu. Nie mia³a tak¿e ochoty s³uchaæ tych bzdur. Wystarczy³o, ¿e wêdrowa³a po brudnych i zimnych podziemiach katedry w towarzystwie najwiêkszego szaleñca Trzeciej Rzeszy (zaraz po Hitlerze), któremu nie tak dawno da³a kosza. Nie musia³a znaæ wiêcej szczegó³ów. I tak ju¿ widzia³a za du¿o jak na jedn± noc, a to by³ dopiero pocz±tek.
Nie przera¿a³a jej perspektywa zdobycia Liny Judasza przez Hansa oraz fakt, ¿e nazista wspomnia³ o jej ojcu. Tatu¶ by³ dla niej martwy od wielu lat, kiedy to uciek³ od niej i matki w poszukiwaniu wiêkszego szczê¶cia. Zostawi³ po sobie tylko mgliste wspomnienie, w którym pokazuje jej artefakt o niszczycielskiej mocy. Kiedy¶ to ona mia³a zacz±æ siê nim opiekowaæ – powiedzia³ jej wtedy ojciec - by nie wpad³ w rêce jakiego¶ szaleñca.
Có¿ – tatu¶ móg³ j± do tego zadania lepiej przygotowaæ.
Albo zniszczyæ ta g³upi± linê, by nie by³o ju¿ nowych kandydatów do zaw³adniêcia ¶wiatem.
– Prawdopodobnie jeste¶my na miejscu... – Goetler ¶ciszy³ g³os, co sprowadzi³o Marysiê z powrotem na ziemiê – Mario! Czy za tymi wrotami znajduje siê Lina Judasza?
– Nie wiem.
Wyraz twarzy Hansa dawa³ jasno do zrozumienia, ¿e odpowied¼ Marysi nie by³a poprawna.
– Ma³a by³am. - doda³a – Nie pamiêtam dok³adnie gdzie to by³o. Chyba tu... Dowiem siê po co mnie tu sprowadzi³e¶?
– Zaraz siê dowiesz, moja droga.
Staro¿ytne drzwi, przed którymi aktualnie sta³a ca³a wycieczka, by³y, w porównaniu do Marysi, pewne co do przedmiotów, które mo¿na by³o znale¼æ po ich sforsowaniu. Piêknie i ze smakiem ozdobione ³aciñskimi ostrze¿eniami, dawa³y jasno do zrozumienia, ¿e za chwilê bêdzie siê mia³o do czynienia z Lin± Judasza, a co za tym idzie, wpakuje siê ¶wiat w bardzo konkretne tarapaty, do których odkrêcenia nie wystarczy niewinna mina i ciche 'przepraszam'.
Drzwi nie spodziewa³y siê jednak, ¿e kiedy¶ bêd± mia³y do czynienia z kompletnymi ignorantami, dla których ³acina bêdzie niezrozumia³ym zbiorem literek.
– Otwórzcie mi to! - warkn±³ Hans
I zamordowali drzwi. Zwierzêta. Barbarzyñcy. Nazi¶ci.
Zanim jednak zobaczyli, co by³o w ¶rodku (a by³a tam Lina Judasza), musieli poczekaæ na opadniêcie kurzu i ogólne ustabilizowanie sytuacji. Podziemia, jak to podziemia – jak co¶ siê posypie, to przy akompaniamencie tysiêcy drobinek, nietoperzy i innych z³owrogich istotek.
– Ha! - Hans Goetler jako pierwszy doprowadzi³ siê do porz±dku – Widzê j±! Linê Judasza! Zaraz zostanê w³adc± ¶wiata!
Ju¿ mia³ biec w stronê le¿±cego na specjalnym wzniesieniu artefaktu, jednak¿e wcze¶niej doszed³ do niego ma³y drobny szczegó³. Zwróci³ siê wiêc w stronê swoich ludzi:
– Tu musz± byæ pu³apki! - Maria przygl±da³a siê ca³ej scenie ze znu¿eniem – Szybko! Niech ka¿dy z was wbiegnie do pomieszczenia! Nie bójcie siê jednak! Je¶li co¶ wam siê przydarzy, szybko was wskrzeszê i postawiê u swego boku jako pierwsi bohaterowie nowego porz±dku!
– Nie boisz siê, ¿e kto¶ we¼mie linê dla siebie? - spyta³a siê Marysia, gdy ludzie Hansa nie¶mia³o dreptali w kierunku pomieszczenia
– To armia Trzeciej Rzeszy. - odpar³ z dum± Goetler – Lojalno¶æ maj± we krwi.
– Tak jakby ty te¿ jeste¶ z tej armii, a w³a¶nie zdradzasz Hitlera.
Hans Goetler przez chwilê przygl±da³ siê têpo Marii, jakby powoli dochodzi³y do niego s³owa Polki.
– Celna uwaga! - rzuci³ i szybko polecia³ do swoich ludzi.
Ale by³o ju¿ za pó¼no.
Jeden z anonimowych nazistów nie móg³ powstrzymaæ swojej ciekawo¶ci i chwyci³ za linê. To, co sta³o siê z nim pó¼niej, nie da³o siê wrzuciæ do kategorii 'W³a¶nie sta³em siê w³adc± wszech¶wiata. Dr¿yjcie ¶miertelnicy', lepiej pasowa³by opis 'Przeobra¿am siê w wielk± i potworn± bestiê, która zaraz was zje!', bo czym¶ w tym rodzaju sta³ siê g³upi ¿o³nierz.
Mimo wielkich rozmiarów, mroczna magia, kryj±ca siê wewn±trz Liny Judasza, zachowa³a mu elementy munduru, by wygl±da³ jeszcze gro¼niej, a zarazem stylowo, klimatycznie i by nie budziæ zgorszenia obrzydliw± nago¶ci±.
Stwór jednak nie marnowa³ czasu na podziwianie swojego przera¿aj±cego, acz budz±cego uznanie stylistów wygl±du i czym prêdzej rzuci³ siê na sparali¿owanych strachem kolegów, tn±c ich na najdrobniejsze kawa³ki.
Marysia te¿ nie traci³a czasu. Czym prêdzej rzuci³a siê do ucieczki, zostawiaj±c nazistów z problemem, którzy sami odkopali. Nikt jej nigdy nie pyta³ o to, czy mia³aby ochotê zaj±æ siê ochron± makabrycznych przedmiotów, a szkoda, bo mia³a ochotê wyraziæ w do¶æ barwny sposób jak bardzo jej te paranormalne sprawy nie obchodz±.
B³yskawicznie wybieg³a z krypt katedry. Niech kto¶ inny zajmuje siê ratowaniem okupowanego P³ocka przed zag³ad±
– Zawiod³a¶ mnie, Mario. - do jej uszu doszed³ melodyjny, spokojny g³os
– O Bo¿e!
– Dok³adnie. - odpar³ z u¶miechem Jezus
– Ale ¿e co? ¯e jak? - Jezus wygl±da³ bardzo jezusowato, wiêc Marysia by³a sk³onna uwierzyæ w obecno¶æ Pana, choæ jej usta nie dawa³y siê tak ³atwo przekonaæ – Tak po prostu? Bozia?
– We w³asnej osobie, Mario. Jednej z trzech osób, u¶ci¶laj±c. Tej najprzystojniejszej.
– Mi³o mi...
– Mnie te¿, ale nie przyszed³em nawracaæ niewiernych. Uwolni³a¶ demona, Mario. Mia³a¶ byæ opiekunk± Liny Judasza i zawiod³a¶.
– Nikt mi nic nie kaza³!
– Faktycznie... Twój ojciec nieco mnie zawiód³, jednak mia³a¶ teraz okazjê broniæ tej liny przed z³± natur± cz³owieka, a i tak poleg³a¶.
– Jakby¶ nie chcia³ afery, to by¶ jej tak po prostu nie zostawia³!
– Mo¿e i tak, Mario – Jezus wzruszy³ ramionami – Ale skoñczy³y mi siê relikwie i trzeba by³o daæ co¶ ludziom, ¿eby mogli sobie popilnowaæ i czuæ siê przy tym wa¿ni.
Od strony podziemi dochodzi³y przera¼liwe piski i jêki. Nazistom z pewno¶ci± nie by³o tam dobrze, a Jezus w ca³ej swej ³askawo¶ci przymyka³ na to oko.
– To co teraz siê stanie? - Marysia by³a nieco sko³owana, ale w obecno¶ci Pana stara³a siê chocia¿ nie u¿ywaæ zbyt brzydkich s³ów
– Koniec ¶wiata... Od kiedy Niemcy zajêli siê eksterminacj± Narodu Wybranego to w³a¶ciwie i tak wszystko mi jedno.
W trakcie rozmowy by³o wprawdzie s³ychaæ sporo wrzasków i b³agañ o lito¶æ, jednak ryk, jaki wydoby³ siê w tej chwili przyæmi³ wszystko inne. Przera¿aj±cy, gard³owy, prosto z dna piekie³. Mury katedry zadr¿a³y, a ze skarpy osunê³o siê nieco ziemi.
– Zar±ba³em gada... - no a te s³owa wypowiedzia³ Hans Goetler, który w³a¶nie wytoczy³ siê z podziemia – A linê spali³em. Pieprzê takie staro¿ytne artefakty...
– Podnie¶ go Mario! - Jezus wszed³ na podnios³e tony - Albowiem ten mój syn by³ umar³y, a znów o¿y³; zagin±³, a odnalaz³ siê. Zabija³ niewinnych, a teraz zrówna³ z ziemi± demona. Brawo, stary.
– Kim on jest? - Hans szepn±³ do Marysi, gdy ta go podnosi³a
– Mówi, ¿e jest Jezusem
– A on nie by³ przypadkiem ¯ydem?
– No chyba ta... - odpowiedzia³a niechêtnie, wyczuwaj±c nadchodz±ce k³opoty
– Dobrze! - Hans wyda³ z siebie okrzyk rado¶ci i rzuci³ siê z piê¶ciami na Pana.
Skoro uda³o mu siê z demonem, to mo¿e i Boga pod postaci± chudego faceta po trzydziestce uda mu siê unieszkodliwiæ.
– Matko! - krzyknê³a Marysia – Co robisz?
– Jestem nazist±! Zabijamy ¯ydów! Nie uciekaj, Mario! I tak zostaniesz moj± kochank±!

KONIEC

Oczywi¶cie nie trzeba dodawaæ, ¿e Hans Goetler zosta³ do¶æ szybko zrównany do parteru i potêpiony na wieki? Czasem trzeba nastawiaæ drugi policzek, ale s± granice...


Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dragon_Warrior
God Emperor


Do³±czy³: 25 Lut 2006
Posty: 8790
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 16 razy
Ostrze¿eñ: 0/5

PostWys³any: Nie 22:17, 23 Sty 2011    Temat postu:

ok - Toko, Shev przeklejac komentarze ni¿ej a te wy¿ej kasowaæ ;P

Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fearon
Tokjo


Do³±czy³: 28 Pa¼ 2006
Posty: 3920
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 13 razy
Ostrze¿eñ: 3/5

PostWys³any: Nie 22:20, 23 Sty 2011    Temat postu:

skasuj, bo ja cos nie moge

Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheverish
_


Do³±czy³: 17 Lis 2006
Posty: 1578
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 3 razy
Ostrze¿eñ: 0/5
Sk±d: P³ock

PostWys³any: Nie 22:54, 23 Sty 2011    Temat postu:

1 miejsce - £owcy

Hm...

Bardzo pozytywny short. Ca³kiem dobrze napisany. Interesuj±cy. Nie jest nachalny, ani nie zosta³ przepe³niony udziwnieniami, ani skrótami my¶lowymi spowodowanymi ograniczeniem ilo¶ci znaków (?). Co prawda koñcówka wydaje siê niedopracowana ( skracana?). Mo¿na nad tym jeszcze popracowaæ. Brakuje tak¿e ciekawszego opisania "Ariena"?

Z drobnych zgrzytów to:

- Lepiej by³yby chyba "Witaj. Cieszê siê, ¿e Ciê widzê Arien. - Jej g³os brzmia³..." Ocena melodyjno¶ci g³osu na podstawie jednego s³owa to ciê¿ka sprawa.

- Kilka literówek i b³êdów interpunkcji.

- "Dobre referencje wystarczaj± mo¿e tam, ale nie tutaj..." : brzmi dziwnie i nie wygl±da na po³owê zdania tylko ca³kiem dobre miejsce na kropê, albo "tu nie."

- Autorka wyra¼nie lubi s³owo "za¶". Momentami na si³ê.

Styl i jêzyk 5/6 - ma³o piasku zgrzyta miêdzy zêbami.
Pomys³ i wykonanie 5/6 - chocia¿ stary, ale jary i ciekawie wykorzystany.
+ za moje osiedle w tle : P
+ za patos na pocz±tku. Opis otwieraj±cy opowiadanie jak na mój gust jest za krótki.
- Ostatnie zdania wydaj± siê zbêdne.


________________________
2 miejsce - Miasto na Skarpie.

2/6 za jêzyk i styl. Autor chyba nie przeczyta³ tego co napisa³. Roi siê od powtórzeñ, b³êdów gramatycznych i jêzykowych. S³owa s± niepoprawnie u¿ywane np.: "Chcia³ rozpocz±æ nowe ¿ycie z daleka od problemów" - nie funkcjonuje wyra¿enie "z daleka od problemów" tylko "z dala od...". Do brzegu siê dobija a nie dop³ywa. I wiele innych, ale DA siê to przeczytaæ, wiêc nie ma a¿ tak wielkiej tragedii...

1/6 za pomys³ i wykonanie. Polska szargana... e.. czym¶ z³ym i magicznym (to mog³oby byæ fajne!). Niestety wampir sporo popsu³ - zreszt± kto o ludzkich zmys³ach nazwie syna INFERNI!? - a je¶li to przydomek to przyjaciel mówi³by po normalnym imieniu. G³ówny bohater jest trudny do skomentowania. Ukszta³towa³a go rzecz BARDZO TRAGICZNA, do tego by³ bandyt±, rabusiem, z³odziejem i morderc±... a rusza go stosunek wujka z prostytutk± i zachwyca siê piêknem ¶wiata. Mroczny d¿entelmeñski Janosik z magicznym no¿em po traumie?

0/6 wiedza. Ciê¿ko ¿eby nawa p³onê³a. Warszawa sta³a siê o¶rodkiem kultury w XVI wieku (pocz±tek szlachty, szabelki i muszkietu - stra¿nicy z ³ukami? - zreszt± stra¿nicy te¿ s± nie¼li bo us³yszeli faceta 10 metrów nad nimi kln±cego pod nosem, gdy oni siê t³oczyli przed wej¶ciem do budynku - nie zgrzyta?). Drewniana "chata" w murach miejskich w XVI wieku? Wiêzienie za kradzie¿? A to nie by³y czasy kiedy ucinano rêce tym co nie mogli zrekompensowaæ kradzie¿y? ¦wiaty "fantasy" rz±dz± siê swoimi prawami, ale...

- za dziwaczne imiona bohaterów. Benagor? Z jakiego to jêzyka powsta³o? (Godko jest ok, ale bogaty kowal powinien mieæ ¿onê i k10dzieci, wiêc jest zupe³nie niewiarygodny).

Popracuj nad stylem i jêzykiem (najlepiej czytaj±c DOBRE JÊZYKOWO ksi±¿ki o bogatym stylu), jak znajdziesz pomys³ to nie gry¼ go od najgorszej strony (wampiry s± rzadko cool), czytaj rzeczy o podobnej epoce - zdob±d¼ trochê informacji - ¿eby nie powstawa³y kwiatki wynikaj±ce z niewiedzy Twojej (w jakim¶ fanfiku na bazie Salvatore'a kto¶ s±dzi³, ¿e SEJMITAR to rodzaj topora - wot?).

Du¿o pracy przed Tob±... ka¿dy od czego¶ zaczyna.


Post zosta³ pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sheverish dnia Nie 23:14, 23 Sty 2011, w ca³o¶ci zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheverish
_


Do³±czy³: 17 Lis 2006
Posty: 1578
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 3 razy
Ostrze¿eñ: 0/5
Sk±d: P³ock

PostWys³any: Pon 0:17, 24 Sty 2011    Temat postu:

3 miejsce - Anio³y.

2/6 Jêzyk i Styl - Napisane poprawnie jêzykowo. Brak s³ownych wtop i udziwnieñ. Jêzyk jest prosty... do bólu. Bardzo ubogi zasób s³ów nale¿y poprawiæ czytaj±c s³ownik jêzyka polskiego ( : D ) albo du¿o ksi±¿ek. Wielokrotne powtórzenia (chocia¿by nó¿-nó¿-nó¿-nó¿-nó¿ co 2-3 zdania) mêcz±. Tak samo nie podjêto próby zast±pienia imion bohaterów synonimami. Szczególnie mêcz±ce podczas starcia, gdy imiona pojawiaj± siê w ka¿dym zdaniu naprzemiennie.

1/6 Pomys³ i Wykonanie - w±tek upad³ego anio³a jest wyeksploatowany, a do tego prawdê mówi±c nie wiem o co posz³o. Upad³e anio³y pobi³y siê o dziewczynê, bo jeden j± kocha³, a drugi j± kocha³, ale chcia³ j± zabiæ? Scena w mieszkaniu Maæka by³a pozbawiona sensu... tylko ja odnios³em wra¿enie, ¿e on j± chce zgwa³ciæ? Finalna walka jest s³aba... bo tu nagle skrzyd³a, b³yski, i wszystko koñczy cios aikido u¿ywaj±cy si³y przeciwnika przeciwko niemu i koniec. A gdzie ogniste miecze? : D Anio³y walcz± ognistymi mieczami!

- za dziwaczne anio³y (albo to powinien byæ plus, ¿e jest co¶ nowego - z drugiej strony ma³o czytam literatury skrzydlatej wiêc chyba wci±¿ wolê stereotypowego anio³a z p³on±cym mieczem). Trochê za bardzo ludzkie jak na mój gust.
+ za próbê (co prawda nie udan±) oddania upadku upad³ego anio³a, ale i tak plus za odwagê.
- za s³ab± ostateczn± "walkê" - ale ogólnie dynamiczne starcia, ¿eby by³y ciekawe i do tego mia³y sens, to bardzo ciê¿ko siê pisze.

Obejrzyj film "Dogma". Czytaj wiêcej ksi±¿ek. Nie czytaj Zmierzchu. Bêdzie dobrze!


Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheverish
_


Do³±czy³: 17 Lis 2006
Posty: 1578
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 3 razy
Ostrze¿eñ: 0/5
Sk±d: P³ock

PostWys³any: Pon 12:42, 24 Sty 2011    Temat postu:

Wyró¿nienie - Tysi±c Dusz

1/6 - Jêzyk i Styl - Nie ma zbyt wielu powa¿nych b³êdów (ale siê zdarzaj± - chod¼ zamiast choæ w kontek¶cie "lecz" - dojrzy zamiast ujrzy w wyra¿eniu "nie ujrzy ¶wiat³a dziennego"). Za to dialogi s± b³êdnie budowane (-Bum!!! - jako element dialogu? Czyli dzieciak to krzykn±³ do matki tak?). Ubogi jêzyk, ale w sumie tekst jest strasznie krótki, wiêc trudno to dok³adnie oceniæ. Bardzo s³aba narracja. Tekst jest krótki i brakuje w nim opisów - jakichkolwiek! - emocji (s³abe dialogi s³abo pokazuj± emocje...) i my¶li postaci. Gdy bohater spotyka siê ze swoim Nemezis to wypada³oby ¿eby czytelnik wiedzia³ jak to Nemezis wygl±da (mia³ k³y, chyba kilka g³ów i by³ du¿y - YEA). Nie ca³e 8 tysiêcy znaków przy mo¿liwych 18 tysi±cach sprawia wra¿enie, ¿e komu¶ siê nie chcia³o dopracowaæ pracy.

0/6 - Pomys³ i wykonanie - "YOU ARE THE CHOSEN ONE! GO AND FIGHT WITH THE EVUL!" "OK" po piêciu minutach zabija syna Cerbera (?) i spe³nia mityczn± przepowiedniê sprzed stuleci (?). Opowie¶ci o wybrañcach s± ograne, nudne, irytuj±ce i zawieraj± siê w popkulturze amerykañskiego snu (nic nieznacz±cy nastolatek staje siê wielkim bohaterem ratuj±cym ¶wiat - w tym przypadku ¶wiat tysi±ca tytu³owych dusz). Szczególnie, gdy wybraniec staje siê bohaterem w 5 minut. Motywy biblijne s± trudne. Nie wiem o co chodzi³o z ojcem bohatera...

- Za pierwsze 3 zdania. Nie do¶æ, ¿e powinny byæ dwoma, a nie trzema zdaniami, to jeszcze... w tych czasach magia nie istnieje. Sad but true.
- Za wielokrotne znaki zapytania i wykrzykniki.

Plusów nie bêdzie.

Rady takie same. Czytaj wiêcej dobrej literatury.


Post zosta³ pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sheverish dnia Pon 12:47, 24 Sty 2011, w ca³o¶ci zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dragon_Warrior
God Emperor


Do³±czy³: 25 Lut 2006
Posty: 8790
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 16 razy
Ostrze¿eñ: 0/5

PostWys³any: Pon 15:01, 24 Sty 2011    Temat postu:

Dobra to ja te¿ ju¿ rzucê co my¶lê:

£owcy.
Zasadniczo wygra³o tak¿e dziêki mojemu g³osowi wiêc chwaliæ nie trzeba. Pomys³ przyjemy, wykonanie p³ynne a i jêzykowo te¿ nie najgorzej.


Miasto na Skarpie.
Tutaj ju¿ s³abiej. W kwestii samego konkursu doceni³em przede wszystkim du¿± ³atwo¶æ wymy¶lania historii, choæ przyznajê, ¿e jej konsekwencja i przemy¶lenie to ju¿ zupe³nie inna historia.
Sam bohater wydaje siê kreowany na typowego RPG'owego awanturnika, który kombinuje tylko na 10 minut do przodu i do ty³u. Koniec koñców jednak akcja jako¶ siê ci±gnie, w±tki pojawiaj± siê i znikaj± w miare zakoñczone.
Istotn± spraw±, która pomin±³em przy ocenie konkursowej (nastêpnym razem muszê o tym pamiêtaæ) to kwestia odno¶nie tego na co narzeka³ Shev - czyli b³êdy merytoryczne. Czytaj±c ksi±¿ki wszelkiej ma¶ci historyków czy innych archeologów przyzwyczai³em siê do automatycznego akceptowania zawartych tam informacji. Tutaj po prostu przymyka³em oko na takie detale jak imiona czy p³on±c±-kamienn± Katedrê i jako¶ to siê czyta³o.
Podsumowuj±c mog³o byæ lepiej gdyby ca³o¶æ zosta³a oparta na przemy¶lanym wcze¶niej pomy¶le. Powtarzam ka¿demu pocz±tkuj±cemu pisarzowi to co i mi powtarzali m±drzejsi ode mnie: "Piszesz co¶ d³u¿szego - stwórz konspekt, rozpisz wszystko i przemy¶l raz jeszcze czy wszystko ma sens". Rady dodatkowe? Pisz o tym na czym siê znasz a je¶li improwizujesz to szukaj, ¼róde³, porad i konsultacji.


Anio³y
Tutaj moim zdaniem nieco lepiej ni¿ w "Mie¶cie...". Zwiêz³e (mo¿e nie super p³ynne ale ta¿ i nie ra¿±ce) opisy, rozs±dny rozwój akcji to do¶æ istotne plusy.
Ca³o¶ci zabrak³o jednak dodatkowych pomys³ów. Brakuje mi wra¿enia tego, ¿e autorka mia³a w g³owie wiêksz± wizjê w któr± wpisywa³a w historiê. W przypadku pisania opowiadañ konieczne jest wyrobienie sobie pewnej wizji, przemy¶lenie jej a na koniec ogarniêcie "co, jak dlaczego?". O ile w "Mie¶cie..." zabrak³o przemy¶lenia pomys³ów to tutaj zabrak³o samych pomys³ów, motywacji bohaterów czy detali. Jako taki tekst jest wiêc twórczym przeciwieñstwem "Miasta..." i przy minimalnie wiêkszym nak³adzie czasu móg³ byc mocn± pozycj± nr 2 w naszym konkursie.

Z rad dodatkowych to tak jak Shev - czytaj du¿o fantastyki (osobi¶cie polec± t± rodzim± - z anielskiej oczywi¶cie i si³± rzeczy Kossakowska oraz Æwiek ze swoim cyklem o K³amcy), nie bój siê wymy¶laæ (choæ rób to z g³ow±) i nie rezygnuj.

Na koniec jeszcze dodam, ¿e nie bez powodu nagrody za 2 i 3 miejsce by³y takie same. O ostatecznej klasyfikacji (w patowej sytuacji g³osów) zadecydowa³o g³ównie to, ¿e opowiadanie o Anio³ach wygra³o w zesz³ym roku wiêc postanowili¶my promowaæ odmianê.


Tysi±c Dusz
Tutaj sprawa jest niemal identyczna jak w "Anio³ach". Pomys³ ogólny by³, ¶rodki wy wykonania pomys³u by³y, zabrak³o jednak nie tylko rozwiniêcia pomys³u ale jak s±dzê tak¿e po¶wiêconego tekstowi czasu. Ciê¿ko siê bowiem oprzeæ wra¿eniu, ¿e mam przed sob± szkic (streszczenie) opowiadania a nie gotow± historiê. Fabu³a rozwija siê g³ównie dialogami, za¶ ca³o¶ci podobnie jak w przypadku "Anio³ów" brakuje detali czy elementów tekstu zwyczajnie wprowadzaj±cych w klimat. Na odrêbny i po prawdzie pozytywny komentarz zas³uguje jednak bardzo osobisty charakter tekstu. Jak na tak krótk± formê autorka sprzeda³a bardzo wiele informacji o swoich przekonaniach. Gdyby ca³o¶ci po¶wiêciæ du¿o wiêcej czasu i wysi³ku mog³aby mieæ nawet ca³kiem sentymentalny charakter.

Z rad podobnie jak w przypadku "Anio³ów" przede wszystkim zapoznanie siê z najpopularniejszymi motywami w fantastyce, poczytanie Bia³o³êckiej "Wied¼ma.com" czy choæby "Za³atwiaczki" pani Wójtowicz która sama w sobie jest istnym przegl±dem przez fantastykê. Istotnym elementem twórczo¶ci fantastycznej jest obycie siê z ogromem mo¿liwo¶ci tego gatunku, otwarto¶æ na nowe pomys³y oraz spora doza pewno¶ci siebie.


Ja¶min
Tutaj przyznam szczerze, ¿e jêzykowo jest naprawdê dobrze. Co do kwestii merytorycznych informacji jest równie¿ na tyle niewiele, ¿e ciê¿ko zarzucaæ b³êdy. Jedyny i tak naprawdê g³ówny problem to akcja... akcjê da siê stre¶ciæ w 5-6 zdaniach prostych a i tak odbiór nie jest do koñca jasny. Tre¶æ skupia siê wiêc bardziej na sentymentalnym charakterze oraz na samym 'romansie' co daje do¶æ dziwny efekt. Dostajemy archetypow± nieszczê¶liw± mi³o¶æ i równie archetypow± ¶mieræ... i koniec. Niby jest konwencja jest fajny jêzyk ale zupe³nie nie ma akcji. Tutaj naprawdê z wielk± chêci± przeczyta³bym jak±¶ d³u¿sz± opowie¶æ autorki.
Rady - Czytaæ, pisaæ i kombinowaæ... spróbowaæ siê z RPGami. Z drugiej strony je¶li autorka ju¿ teraz wiêcej czyta, pisze i kombinuje to mam nadziejê, ¿e nastêpnym razem napisze dla nas nieco d³u¿sz± i bardziej z³o¿on± hisotriê.

Pakt Krwi
- muszê sobie od¶wie¿yæ bo ju¿ nie pamiêtam na tyle ¿eby zrecenzowaæ.

Historia jednego wilka
tutaj od razu przypomnia³ mi siê klasyczny tekst z Farenheitowej Zakurzonej Planety:
[link widoczny dla zalogowanych] oraz Uwe Bollowy potworek "In the name of the King".
Przy czym tutaj dochodz± jeszcze trzyktornie za d³ugie zdania i przerost formy nad tre¶ci±. Jednak samo czytanie daje pewn± ilo¶æ dobrej, choæ zdecydowanie niezamierzonej zabawy .

Z drugiej strony to nie tyle wina autora co promowania w kraju tragicznej jako¶ci literatury zachodniej pokroju wszelkich fabularyzowanych Hack&Shashów i innych DD'ków z najni¿szej pó³ki. Wydawanie znacznej czê¶ci tych "dzie³" powinna byæ zdecydowania karana a przynajmniej dodatkowo opodatkowana. Gdyby autor tego opowiadania "wychowa³ siê" literacko cho¶by na Wied¼minie czy W³adcy ca³o¶æ wygl±da³aby zdecydowanie inaczej i byæ mo¿e wcale nie¼le.


Post zosta³ pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dragon_Warrior dnia Pon 15:34, 24 Sty 2011, w ca³o¶ci zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheverish
_


Do³±czy³: 17 Lis 2006
Posty: 1578
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 3 razy
Ostrze¿eñ: 0/5
Sk±d: P³ock

PostWys³any: Pon 15:28, 24 Sty 2011    Temat postu:

Wyró¿nienie - Ja¶min

? - Wiedza - oko³o-niemieckie imiona i nazwiska? P³ock = Mazowsze = wypada³oby ¿eby imiona by³y polskie, a je¶li ju¿... to nazwiska mog± sugerowaæ, ¿e s± to "Pruscy Naje¼d¼cy" z czasów zaborów. A gdzie wtedy by³ Cmentarz Miejski? Czy¿by nie wci±¿ przy kolegiacie Ma³achowianki? Z drugiej strony... miêdzy kamienicami kluczenie zajê³oby kilka minut, wiêc Ok. Z drugiej strony to... nie wiem czemu zasugerowa³em siê czasami dawnymi. Równie dobrze mo¿e to byæ pocz±tek XX wieku, wiêc nie powinienem siê czepiaæ...

3/6 Styl i Jêzyk - kilka b³êdów jest - ¼le podzielone zdania, zabrak³o konsekwencji w interpunkcji. S± powtórzenia (kobieta-kobieta-kobiety-kobieta). Co¶ co wyró¿nia pracê od poprzednich to ³adny opis i metafory czêsto bardzo ciekawie zastosowane.

3/6 Pomys³ i Wykonanie - najbardziej szkoda, ¿e opowiadanie jest tak drastycznie krótkie. Wstêp móg³by byæ d³u¿szy, a dyskusja bardziej rozbudowana. Wtr±cone fragmenty "wierszy" dodaj± klimatu, szkoda, ¿e nagle z nich autor rezygnuje. Za ma³o konsekwencji jakby zaczête na spokojnie, a koñczone w po¶piechu. Depresyjny w±tek g³ówny jest za ma³o depresyjny : D Romantyzm i tragizm za ma³o wyeksponowany. Za krótko, za ma³o, za szybko... a szkoda.

+ Za formê, opis i metraforê.
- Za po¶piech zakoñczenia i za to, ¿e praca jest krótka.
+ Za ³adnie wkomponowany tytu³.
- Drugi minus za to, ¿e praca jest ZA KRÓTKA i za bardzo po ³ebkach.

D³u¿ej! Wiêcej opisu! A mo¿e urodzi siê co¶ na prawdê ciekawego...


Post zosta³ pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sheverish dnia Pon 15:32, 24 Sty 2011, w ca³o¶ci zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheverish
_


Do³±czy³: 17 Lis 2006
Posty: 1578
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 3 razy
Ostrze¿eñ: 0/5
Sk±d: P³ock

PostWys³any: Pon 21:22, 24 Sty 2011    Temat postu:

Wyró¿nienie - Pakt Krwi

3/6 - Jêzyk i styl - kilka g³upich powtórzeñ, kilka nierzucaj±cych siê zanadto b³êdnych zwrotów. W miarê poprawne dialogi - ale s± takie miejsca, których ewidentnie nikt by nie powiedzia³, gdy¿ s± za sztuczne. Próby opisu - nie zawsze udane - s± na plus. Dynamiczne sceny s± ma³o dynamiczne, ale... po prostu ciê¿ko je poprawnie napisaæ.

2/6 - Pomys³ i Wykonanie - powiedzia³bym "wampir... pff... znowu...", ale nie tym razem, gdy¿ spodoba³ mi siê pomys³ ³owców z wszczepionym genem wilka. Wampiry nie s± tu te¿ ujête romantycznie - raczej jako szaleni mordercy ni¿ zbolali kochankowie. W±tki poboczne wydaj± siê niezrozumia³e, ale g³ówny motyw - ³owca staje tym na kogo poluje, by byæ skuteczniejszy - wydaje siê byæ ciekawy. Zapl±tanie powoduje jednak, ¿e potencja³ uton±³ gdzie¶ miêdzy wierszami.

+ za w miarê ciekawe próby opisu.
- za wyra¿enie liczby z pomoc± liczby, a nie s³ów. Nie mówi siê liczbami, mówi siê s³owami.
- trochê to zapl±tane (nie zrozumia³em motywu z matk± - dwoma matkami?).


Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheverish
_


Do³±czy³: 17 Lis 2006
Posty: 1578
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 3 razy
Ostrze¿eñ: 0/5
Sk±d: P³ock

PostWys³any: Wto 12:47, 25 Sty 2011    Temat postu:

Historia Jednego Wilka

-3/6 - Jêzyk i Styl - ¶wietnie siê to czyta. B³êdów jest ca³a masa. Pocieszne kwiatki, pomy³ki jêzykowe, zabawne przeinaczenia s³ów i zwrotów, zes³ane przez natchnienie w±tpliwej jako¶ci epitety, przemieszane style (patos-patos-patos-ty³ek!) i wiele innych daj± wra¿enie, ¿e autor pisa³ to nie do koñca na powa¿nie... a jednak niestety to chyba mia³o byæ powa¿nie. -3 potraktujmy traktujmy na dwa sposoby. Po pierwsze - tragiczny jêzyk i styl, a po drugie - potê¿ny opis, co¶ czego brakowa³o w poprzednich pracach. Próby s± toporne jak s³owiañska halabarda (?), ale s±... i to siê chwali. Gore nie rusza, a kl±twa jest nie na miejscu.

3/6 Pomys³ i Wykonanie - przeklêty nie¶miertelny morduje wszystko na swej drodze z powodu starego paktu z demonem - czemu nie? Ujêcie tego jako sen? - dobry pomys³. Samobójstwo jako ucieczka od krzywdzenia innych? - pasuje. Tematyka NIE JEST Z£A, ale jej wykonanie niestety le¿y razem z dialogami w drêtwym dole.

Wiedza - ? - Tytus? To, ¿e to niby jest... Rzymianin, tak? Miecze pó³torarêczne to trochê chyba nie ta epoka. Halabardy chyba te¿ nie. Skórzany namiot? Wilcza skóra i na tym kolczuga? Kolczuga z litej stali (czyli z p³yty?). Sporo niedoci±gniêæ merytorycznych. "*****" to raczej te¿ nie te czasy. Runy s± raczej z pó³nocy, a imiê sugeruje kogo¶ z po³udnia...

Rady? - Gore wcale nie jest takie fajne. Poczytaj co¶ historycznego. Przejrzyj mitologiê. Jak chcesz pisaæ o walce to przeczytaj o broni epokowej. Czytaj, czytaj, czytaj... ¿eby poprawiæ s³ownictwo (które wcale nie jest ubogie, ale niepoprawnie u¿ywane).


Post zosta³ pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sheverish dnia Wto 12:51, 25 Sty 2011, w ca³o¶ci zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheverish
_


Do³±czy³: 17 Lis 2006
Posty: 1578
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 3 razy
Ostrze¿eñ: 0/5
Sk±d: P³ock

PostWys³any: Wto 13:11, 25 Sty 2011    Temat postu:

Katedralnie - TokjoStudios

6/6 - Jêzyk i Styl. - zamierzone zmieszanie groteski z pulpowym horrorem nazi-demonów. Demoniczny ¶miech zawsze jest na plus. Dialogi s± ¿ywe i sensowne. Nie ma wiêkszych b³êdów jêzykowych, a granie stylami jest poprawne.

6/6 - Pomys³ i Wykonanie - zak³adaj±c, ¿e by³o to pisane dla zabawy to skutek zosta³ osi±gniêty w 110%. Co prawda jest obrazoburczy, ale có¿... z dowcipów antysemickich siê ¶miejemy i czêsto nie widzimy w tym nic z³ego, wiêc i to POWINNO GORSZYÆ, ale lekki styl sprawia, ¿e jednak tego nie robi.

+ od Tyrannosaurus'a Reich'a za bestiê w nazistowskim mundurze.
- za podej¶cie do religii i ¶mianie siê z holokaustu.

Rada: Shortuj wiêcej.


_____
Skoñczy³em.

Quest completed +100 exp. Check the new notice in your quest diary.


Post zosta³ pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sheverish dnia Wto 13:12, 25 Sty 2011, w ca³o¶ci zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fearon
Tokjo


Do³±czy³: 28 Pa¼ 2006
Posty: 3920
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 13 razy
Ostrze¿eñ: 3/5

PostWys³any: Wto 13:24, 25 Sty 2011    Temat postu:

:*

Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sheverish
_


Do³±czy³: 17 Lis 2006
Posty: 1578
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 3 razy
Ostrze¿eñ: 0/5
Sk±d: P³ock

PostWys³any: Wto 22:50, 25 Sty 2011    Temat postu:

Nie spodziewa³e¶ siê tego, prawda? xD

Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fearon
Tokjo


Do³±czy³: 28 Pa¼ 2006
Posty: 3920
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 13 razy
Ostrze¿eñ: 3/5

PostWys³any: ¦ro 6:48, 26 Sty 2011    Temat postu:

noooooooooo

Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dragon_Warrior
God Emperor


Do³±czy³: 25 Lut 2006
Posty: 8790
Przeczyta³: 0 tematów

Pomóg³: 16 razy
Ostrze¿eñ: 0/5

PostWys³any: Sob 13:35, 24 Wrz 2011    Temat postu:

od¶wierzam temat, o którym dzi¶ gada³em

aha i to o czym te¿ mówi³em - trochê przekrêci³em tytu³ jednak
[link widoczny dla zalogowanych]


Post zosta³ pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wy¶wietl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum P³ocki Klub Fantastyki Elgalh'ai Strona G³ówna -> Sekcja Twórcza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie mo¿esz pisaæ nowych tematów
Nie mo¿esz odpowiadaæ w tematach
Nie mo¿esz zmieniaæ swoich postów
Nie mo¿esz usuwaæ swoich postów
Nie mo¿esz g³osowaæ w ankietach


fora.pl - za³ó¿ w³asne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin